9 lipca 2011

"Larry Crowne - uśmiech losu", czyli słodka kalkomania


Larry Crowne - uśmiech losu (reż. Tom Hanks), czyli słodka kalkomania 
Larry Crowne - uśmiech losu  to idealny materiał na recenzję skrzącą się od złośliwych uszczypliwości. Taką właśnie początkowo planowałam napisać. Zdanie zmieniłam, a skłonił mnie do tego obejrzany kilka dni później inny film, o którym wkrótce.

Meg Ryan powiedziała kiedyś, że jeśli uznamy za sztukę wszystko to, co sprawia, że czujemy się mniej samotnie, to Tom Hanks jest sztuką. Dodała, że jest też osobą, z którą mogłaby utknąć w wielokilometrowej kolejce, a również jej ideałem sąsiada. Ja też bardzo cenię jego wrażliwość i talent. To jeden z moich ulubionych aktorów. Kilka kreacji uważam za wybitne, chociażby w Castaway, Forreście Gumpie czy Filadelfii.

Tom Hanks jest współscenarzystą, reżyserem i odtwórcą roli tytułowej filmu "Larry Crowne - uśmiech losu". Jako dobroduszny Larry Hanks spisuje się na medal. Niestety, gorzej wypada w pozostałych rolach.

Larry Crowne to postać niezwykle sympatyczna. Nie docenia tego los, ciskając mu pod nogi liczne kłody. Larry popada w kłopoty finansowe, ponieważ zostaje wyrzucony z pracy w markecie, w którą wkładał mnóstwo serca. Film opowiada o tym, jak Larry poradził sobie z problemami. Pośród licznych decyzji, jakie musi podjąć, dwie wydają się szczególnie ważne: kupno motoru oraz zapisanie się do koledżu na kurs retoryki. Towarzyszymy panu Crowne w pierwszych krokach na uczelni, poznajemy o połowę od niego młodszych nowych przyjaciół. 
 
Zniecierpliwieni fani Julii Roberts na pewno nie mogą się doczekać informacji o swojej idolce. Spieszę Was uspokoić, że z Julią wszystko w najlepszym porządku, wygląda olśniewająco, a w filmie Hanksa gra nauczycielkę retoryki, która też przeżywa trudne chwile - kryzys małżeński wywołany uzależnieniem od internetowej pornografii, któremu uległ małżonek. Tu ciekawostka: lubieżny pan Tainot wykonuje zawód... blogera, z czym się ostentacyjnie obnosi. :)

Ani o milimetr nie uchylę rąbka tajemnicy, w jaki sposób splotły się losy władczej, neurotycznej Mercedes i prostodusznego poczciwca, ani tym bardziej co z tego wynikło, bo może ktoś zechce film obejrzeć. Do czego tak naprawdę nie zachęcam.

Podejrzewam, że gdyby w rolach głównych  obsadzono przeciętnych aktorów, "Larry Crowne" zupełnie nie zasługiwałby na uwagę. Prawda jest taka, że aktorzy tej klasy co Hanks zagrają wszystko, z niczego robiąc arcydzieło. W kwestii Julii moje zaufanie jest trochę bardziej ograniczone. Mimo starań aktorów postacie w tym filmie są płaskie i rozmyte jak kalkomania. Mam też zastrzeżenia do prawdy psychologicznej - cudowna zmiana Mercedes w relacjach z Larrym rozdrażniła mnie, choć życzyłam biedakowi jak najlepiej. Skojarzenie z kalkomanią wydaje się też zasadne biorąc pod uwagę brak oryginalności i wiele sprawdzonych schematów.

Opowieść o Larrym jest bardzo infantylna, pełna uproszczeń i skrótów. Natrętnie do bólu zachęca do wiary w siebie i swoje możliwości. Jej naiwność i lukrowany optymizm mają jednak sporo wdzięku. Ostatnią scenę, stanowiąca tło dla napisów końcowych, oglądałam ze wzruszeniem. Pomimo jej hiperkiczowatości.

Panie Hanks, wiem, że ma pan dzisiaj urodziny. Proszę mi wybaczyć łyżkę dziegciu w okolicznościowym torcie.
 Moja ocena: 3+

11 komentarzy:

  1. taka obsada, że muszę zobaczyć !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Obsada jest na pewno plusem tego wakacyjnego filmu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Obejrzę :) Mam ogromną słabość do aktorów :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ~ Domi
    Miłego oglądania. Mam nadzieję, że nie będziesz marudzić tak jak ja. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fabuła rzeczywiście nie jest na 5, ale dla Julii Roberts i Toma obejrzę ten film, lubie grę aktorską tych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  6. ~ Aneta
    Nie jestem pewna, ale to chyba pierwszy ich filmowy duet. Dla kreacji aktorskich na pewno warto obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oglądając trailery tego filmu w kinie, nie spodziewałam się niczego niezwykłego. Nie przepadam ani za Hanksem, ani za Roberts, ale od czasu do czasu też trzeba obejrzeć takie luźniejsze filmy - może za jakiś czas po niego sięgnę, ale raczej nie pójdę na niego do kina:)

    OdpowiedzUsuń
  8. ~ Radosiewka
    Jeśli nie przepadasz za Hanksem i Roberts, sądzę, że film możesz sobie spokojnie darować. :)
    Jest kameralny, bez większych atrakcji widokowych, czy efektów specjalnych, tak więc można obejrzeć w domowych pieleszach, o ile się na niego kiedyś zdecydujesz.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie ma jak przewidywalne filmy ni to romantyczne ni to obyczajowe :) Mimo to... jeśli ten film ma choć odrobinę wspólnego z naiwnym klimatem "You've got mail" to nie wykluczam że sprawdzę na własnej skórze. Co tam racjonalność :))

    Przed chwilą czytałam u Samozwaniec o ich pierwszych przeżyciach zw. z kinem i o tym jak tato Kossak zaśmiewał się z podmalowanych oczu Węgrzyna i całej przejaskrawionej szmirowatej romantyczności królującej w kinie lat 20tych :) a ja myślałam że pękanie ze śmiechu na serialach typu brazylijskiego to wynalazek naszych czasów :)))

    OdpowiedzUsuń
  10. ~ Sempeanka
    W sumie ta przewidywalność miewa swój urok, zwłaszcza jeśli jest się smutnym czy przybitym. Przynajmniej tam wszystko idzie jak z płatka, w dodatku wśród salw radosnego śmiechu. :)
    Niestety, uprzedzam, że porównanie do błyskotliwego, uroczego "You've got mail" bardzo niekorzystne dla "Larry'ego C."
    Postanowiłam sobie zaczekać aż Samozwaniec trafi pod biblioteczne strzechy, ale to, co napisałaś, zdecydowanie nadszarpnęło moją silną wolę. :) Znając poczucie humoru Kossaka, te uwagi musiały być kapitalne.
    Ciekawe, czy jeszcze po programach telewizyjnych tułają się jakieś brazylijskie seriale. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Miłego oglądania. Mam nadzieję, że nie będziesz marudzić tak jak ja. :

    OdpowiedzUsuń