23 sierpnia 2010

Nafisa Haji, "Napisane na moim czole"

Napisane średnio
O istnieniu tej powieści dowiedziałam się z blogów angielskojęzycznych, gdzie miała dość pozytywny odbiór. Ucieszyła mnie błyskawiczna edycja polska. Uwielbiam literaturę z kręgu "multi kulti", a wielkie nadzieje podsycała również entuzjastyczna opinia Khaleda Hosseiniego na skrzydełku okładki.

Książkę czyta się błyskawicznie, czemu sprzyja duży druk na bielutkim, grubym papierze. Jest on chyba nie do końca kompatybilny z miękką okładką (może zbyt ciężki?), bo po jednym czytaniu na grzbiecie powstała brzydka rysa.

Polecam tę powieść jako niezobowiązujące, leżakowe czytadło. Autorka stworzyła hindusko-pakistańską trzypokoleniową sagę z dość barwnymi postaciami. Emocji dodaje rodzinna tajemnica, która zostaje rozszyfrowana na samym końcu. Nawiasem mówiąc psychologiczny realizm tego sekretu (z oczywistych przyczyn nie mogę zdradzić więcej) budzi wątpliwości. "Napisane na moim czole" to wciągająca opowieść, czasem zabawna, niekiedy smutna, z wykorzystaniem sprawdzonych "serialowych" rozwiązań fabularnych. I tu mam największy żal do autorki - wciąż odnosiłam wrażenie, że gdzieś to już wcześniej czytałam. Pod względem językowym też nie spodziewajcie się fajerwerków. Powieść Nafisy Haji to klasyczny Bildungsroman, w którym towarzyszymy Sairze Kader w odkrywaniu kulturowych korzeni i przekonujemy sie o tym, że pochodzenie determinuje nas bezlitośnie.

Autorzy okładek pozycji z odległych kręgów kulturowych obsesyjnie lubują się w epatowaniu czytelnika realistycznymi zdjęciami orientalnych piękności. Zaczyna to być nużące. Tak też stało się tym razem. Polska okładka a la Titanic (ciekawostka - projektował ją sam właściciel wydawnictwa - A. Kuryłowicz) podoba mi się znacznie mniej niż dający więcej pola wyobraźni wariant amerykański. Dla porównania - okładka oryginalna.


Moja ocena: 3+
Nafisa Haji
Strona autorki

6 komentarzy:

  1. Rzuciłam okiem na Twój blogowy indeks ocen. Lirael, jest dobrze: jedna szóstka, sporo ocen dobrych, nie przygnębiasz jedynkami:)
    Trzy plus. Czyli czegoś brak (oryginalności) a czegoś za dużo (piękne buzie na okładkach! analizowałyśmy to już przy "Hakawati").
    Swoją drogą - są takie sprawdzone, gwarantowane lejtmotywy (toposy), które trudno zepsuć. Myślę tak tuż po lekturze "Pchlego pałacu" z nieśmiertelnym motywem kamienicy. Ale Safak trzyma poziom.

    ren

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co prawda chwilowo nie mam ochoty na lekkie powieści obyczajowe, ale dzięki Tobie wiem już, jaka książka będzie idealna, gdy mnie takie ciągoty dopadną. Szczególnie na czytanie w komunikacji miejskiej.:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja chwilowo odłożyłam ten krąg kulturowy, ale na pewno wrócę.

    OdpowiedzUsuń
  5. ~ tamaryszek
    Okładka "Hakawatiego" jest dobitnym przykładem. :)
    Uważam, że oceniam dość surowo, choć faktycznie, nie nadużywam najniższych "stopni". :)
    Trudno jest znany motyw wykorzystać w świeży, ciekawy sposób. Moim zdaniem Haji takiego efektu nie osiągnęła.

    ~ Moreni
    Do czytania w komunikacji miejskiej ta pozycja pasuje idealnie, m.in. ze względu na duży druk :)

    ~ nutta
    Wydaje mi się, że przerwa w czytaniu tego typu książek jest wskazana, bo nie są one w większości zbyt oryginalne, sporo motywów się powtarza.

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie, okładka! Odstrasza całkowicie, naprawdę. Za to oryginał - cud, miód :)

    OdpowiedzUsuń