20 sierpnia 2011

Józef Ignacy Kraszewski, „Na cmentarzu - na wulkanie”

Wulkaniczny pył na cmentarzu pogrzebanych nadziei[1]
Powieść Józefa Ignacego Kraszewskiego „Na cmentarzu - na wulkanie” miała dwie premiery. Po raz pierwszy ukazała się w 1864 roku. Książka przeszła bez echa. Rozżalony Kraszewski tłumaczył sobie, że to z powodu ówczesnych absorbujących, smutnych wydarzeń historycznych dzieło nie wywołało aplauzu czytelników, o czym możemy przeczytać w Słowie wstępnym. JIK postanowił je wydać ponownie, co stało się w roku 1871. Obawiam się, że tym razem również spotkał go gorzki zawód, jest to bowiem utwór rozpaczliwie słaby. Czuję się rozżalona, bo po włoskiej powieści współczesnej sporo sobie obiecywałam.   

Na uwagę zasługuje odwaga autora w kwestii formy „Na cmentarzu - na wulkanie”. Zdecydował się na dość nowatorską, moim zdaniem z opłakanym efektem. Akcja ograniczona jest do minimum, dominują wywołujące ziewanie reminiscencje bohaterów plus mętne rozważania filozoficzne. Tym chyba ostatecznie Kraszewski przekreślił szanse tej książki na popularność. Przypuszczalnie rozsierdziła czytelników o bardziej konserwatywnych gustach.

Czego dotyczy ta awangardowo opowiedziana historia? Wszystko zaczyna się w Pizie. Grupa cudzoziemców ogląda cmentarz Campo Santo najpierw  przy świetle pochodni, potem w blasku błyskawic, a następnie w poświacie księżyca. Niezwykłe wspólne doznania sprawiają, że między obcymi ludźmi z różnych krajów i środowisk nawiązuje się więź. Postanawiają podzielić się opowieściami o swoich dziejach bez ukrywania sekretów. Uczestnicy tej swoistej socjoterapii postanawiają spotkać się ponownie po pewnym czasie, tym razem by odbyć wspólną wyprawę na Wezuwiusza. Tam dochodzi do tragedii.

W grupie jest dwoje dwoje Polaków: hrabina Adela Żywska z domu księżniczka Męska i hrabia Zygmunt Żywski zwany pieszczotliwie Mumią, który wprawdzie od czasu do czasu uśmiecha się szatańsko i ma oczy z dziwnie prześladowczym wyrazem, które regularnie wpijają się w Adelę, ale mimo intensywnych zabiegów autora, jest równie nijaki jak pozostałe postacie.

Podstawowy problem, jaki miałam czytając tę książkę, to właśnie kompletny brak emocji poza irytacją na autora. Żadna postać nie wydała mi się pociągająca czy odpychająca. Mimo ekstremalnej scenerii (cmentarz, burza, wulkan) powieść była po prostu nudna. Zdecydowanie nie polecam spaghetti-JIK-a, nawet najbardziej zagorzałym wielbicielom jego twórczości.

Jeśli sądzicie, że rekompensatą za przetrawienie tego literackiego koszmarku będą malownicze obrazy Włoch, muszę rozwiać Wasze nadzieje. Wprawdzie Kraszewski pisał powieść przebywając w okolicach Genui, więc inspiracje znajdowały się na wyciągnięcie ręki, ale pod tym względem nas nie rozpieszcza. Jest tylko kilka opisów, zresztą niezbyt oryginalnych.

Książka tchnie nihilistycznym wręcz pesymizmem. Kraszewski dzieli się z nami bardzo ponurymi, egzystencjalistycznymi wręcz przemyśleniami o świecie i ludziach: „otworzyliśmy tyle tych ostryg, a wszystkie w środku były zgniłe i cuchnące...”[2] 

Niestety, w wulkanicznym popiele nie znalazłam ani jednego diamentu. Serafino, wróć!
________________
[1]  Za pomysł na tytuł notki oraz zdjęcie obwoluty bardzo dziękuję Zacofanemu w lekturze.
[2] Józef Ignacy Kraszewski, „Na cmentarzu – na wulkanie”, Wydawnictwo Literackie, 1970, s. 7.

Moja ocena: 2 
 Józef Ignacy Kraszewski

17 komentarzy:

  1. Czytam zakończenie i własnym oczom nie wierzę! Właśnie popełniłam post o "Diamencie odnalezionym w popiele"!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja ta mu się nie dziwię, że popadł w egzystencjalny nihilizm:P Tam powstanie, a on tu dla chleba musi powieść współczesną pisać. Jedno trzeba przyznać, że tytuł mu wyszedł całkiem chodliwy:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Podziwiam Twoje samozaparcie w poznawaniu twórczości Kraszewskiego. Przyznam, że sama również nabrałam ochoty na sięgnięcie po jego dzieła. No, może nie na recenzowaną powieść, ale na inne jak najbardziej. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ~ ksiazkowiec
    To rzeczywiście sympatyczny zbieg okoliczności! Z przyjemnością przeczytam Twoją notkę.

    ~ zacofany.w.lekturze
    Na pewno okoliczności nie sprzyjały, JIK pisze o tym we wstępie. Intrygujący tytuł sprawił, że sięgnęłam po tę książkę. No i niestety, to bardziej cmentarz niż wulkan. :)

    ~ Dosiak
    Dzięki za miłe słowa, ale to dopiero trzecia książka JIKa, którą przeczytałam. Są osoby, które mają ich na swoim koncie znacznie więcej. Nieodmiennie polecam "Dziennik Serafiny". „Na cmentarzu – na wulkanie” działa odstręczająco, w każdym razie mnie chwilowo oblewają zimne poty na myśl o kolejnej powieści Kraszewskiego. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. @Lirael: to na przełamanie oporów trzeba sięgnąć po jakiegoś pewniaka, "Orbekę" nieustająco rekomenduję:P A ja na przekór ten cmentarny wulkan i tak przeczytam, najwyżej JIK po raz drugi zostanie rozjechany walcem (chociaż w Twoim wypadku do raczej walczyk czy wałeczek był:))

    OdpowiedzUsuń
  6. ~ zacofany.w.lekturze
    O "Orbece" cały czas pamiętam, widziałam w zbiorach bibliotecznych. Przeczytam z radością.
    Cmentarny wulkan przeczytaj, może Tobie uda się znaleźć przeoczone przeze mnie diamenty. :) Moim zdaniem nawet pod względem językowym było krucho, zero fascynujących odkryć.
    Dobrze, że recenzja nie wyszła bardzo okrutna, a taka bardziej wałeczkowa, bo czuję się tak, jakbym miała krew JIKa na rękach. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No weź, ty się zawsze nawet z gniotami obchodzisz delikatnie:P Swoją drogą ciekawe, jakie recenzje w epoce zebrał JIK za Cmentarz:)

    OdpowiedzUsuń
  8. ~ zacofany.w.lekturze
    Dzięki, obawiałam się, że w tej recenzji dyszę okrucieństwem. :)
    Obawiam się, że współcześni nie zareagowali entuzjastycznie, stąd pomysł na drugą premierę. Szkoda mi było JIczka, kiedy sobie biedaczek we wstępie tłumaczył, że to smutne wydarzenia historyczne nie pozwoliły zabłysnąć jego dziełu pełnym blaskiem. :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Dyszysz? Cóż to za pomysł?:P Biedny JIKuś jeszcze pewnie nie załapał, że czasy się zmieniły i trzeba bardziej dynamicznie pisać:)

    OdpowiedzUsuń
  10. ja chyba nie czytałam żadnej książki Kraszewskiego...

    OdpowiedzUsuń
  11. Myślałam o stworzeniu swojego prywatnego rankingu Kraszewskiego, i faktycznie - po Serafinie i "paniczu" długo, długo nic:).
    Nie zniechecaj się, może warto rzeczywiście w następnej kolejności sięgnąć po jakiegoś pewniaka:).

    OdpowiedzUsuń
  12. Zaczęłam czytać Na cmentarzu - na wulkanie już jakiś czas temu. Dotarłam do 17 strony i odłożyłam na zaś myśląc, żem nie w nastroju. Jedyne co mnie wołało to te włoskie klimaty (byłam na drodze do Pizy). Jednak jak piszesz nawet tego tam mało i nijakie. A zatem nie żałuję, że odłożyłam na czas przyszły niepewny. Szkoda mi czasu na czytanie rzeczy tak nieciekawych, zwłaszcza, że ostatnio lekki przesyt JIK-iem poczułam. Też chciałabym trafić na coś żywszego (przynajmniej dobre czytadło), a z drugiej strony czytanie najwyżej ocenianych pozycji zostawiam sobie na deser (po finiszu wyzwania)
    Czy u was też tak pochmurno, wietrznie i szaro-buro?

    OdpowiedzUsuń
  13. ~ zacofany.w.lekturze
    W każdym razie cieszę się, że jadowite opary są niewyczuwalne.
    Wydaje mi się, że JIKowi mnóstwo energii zabrało wymyślenie tak sztucznej sytuacji, że już na zajmującą fabułę sił nie starczyło.

    ~ bluedress
    Jeśli kiedyś zechcesz sięgnąć po jego powieść, raczej nie zaczynaj przygody z JIKiem od „Na cmentarzu – na wulkanie”.

    ~ Iza
    Zastanawiam się, czy Serafina okaże się niedoścignionym wzorem? Jak na razie wiele na to wskazuje.
    Oczywiście dam JIKowi jeszcze wiele szans, ale ta książka mnie okrutnie zawiodła.
    Serafina stanowczo zawyżyła nasze oczekiwania. :)

    ~ guciamal
    U nas w tej chwili ładnie i słonecznie, natomiast wczoraj była burza i ulewa.
    Rozpoczynając lekturę „Na cmentarzu – na wulkanie” pomyślałam sobie, że to będzie powieść idealna dla Ciebie ze względu na włoskie impresje, ale rychło przekonałam się, że nie ma sensu jej polecać. Nie dziwię się, że przetrwałaś czytanie. Ja dotarłam do końca, ale z trudem.
    Dotychczas przeczytałam niewiele JIKów i przesytu jeszcze nie mam, ale teraz będę musiała odbudować zaufanie jakimś arcydziełkiem. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. ha! poszłam ja sobie na strych, szperam w kartonach, a tam 'Hrabina Cosel' na dnie kartonu, Kraszewski sam wpadł mi w ręce, cały zakurzony, musiał przeleżec tam kilka lat... od hrabiny Cosel mogę zacząć? :)

    OdpowiedzUsuń
  15. ~ bluedress
    Gratuluję, masz prawdziwe skarby na strychu! Może jeszcze więcej powieści Kraszewskiego tam się kryje. :)
    Jeszcze nie czytałam "Hrabiny Cosel", ale wywołuje bardzo pozytywne reakcje, w każdym razie w Projekcie Kraszewski została oceniona wysoko:
    http://projekt-kraszewski.blogspot.com/search/label/Hrabina%20Cosel

    OdpowiedzUsuń
  16. dzięki :) szczerze mowiąc zdziwiłam się, że akurat dziś znalazlam tą ksiażkę, taki zbieg okolicznosci?

    OdpowiedzUsuń
  17. ~ bluedress
    To musi być przeznaczenie. :) Z przyjemnością przeczytam Twoją recenzję.

    OdpowiedzUsuń