27 lutego 2010

Mary Ann Shaffer, Annie Barrows, "Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek"


Strona Guernsey

Nie pamiętam, kiedy ostatnio napisałam prawdziwy, długi list. Nasze czasy nie sprzyjają rozwojowi sztuki epistolarnej. Wybór papeterii, pisanie, wyprawa na pocztę – to nie brzmi zachęcająco, skoro możemy wysłać wiadomość elektroniczną w kilka sekund. Niestety, maile nie pachną, nie można ich związać satynową wstążeczką i trzymać pod poduszką. Teraz niewyobrażalne wydaje się nam oczekiwanie na wytęskniony list przez kilka tygodni, co czyniło z niego wyjątkowy skarb.

Tymczasem powieść „Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek” Mary Ann Shaffer i Annie Barrows zbudowana jest właśnie z listów. Mają różnych adresatów i nadawców. Długość, styl i forma tych tekstów też są urozmaicone.

Niedawno skończyła się wojna. Trzydziestodwuletnia Juliet Ashton niedawno wydała książkę. Jest to zbiór felietonów, które w czasie wojny publikowała w „Spectatorze” pod pseudonimem Izzy Bickerstaff. Wcześniej napisała biografię Anny Brontë. Nie ma złudzeń, to nie był wydawniczy hit.

Pisarka poszukuje inspiracji do kolejnej książki. Któregoś dnia otrzymuje list od ekscentrycznego nieznajomego z wyspy Guernsey, który kupił należącą do niej kiedyś książkę. W ten oto sposób dowiaduje się o istnieniu Stowarzyszenia Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek. Jest to początek serii brzemiennych w skutki wydarzeń.

Powieść przedstawia terapeutyczny aspekt literatury, która pozwala nam przetrwać najtrudniejsze chwile. Przesłanie tej książki w sposób symbolizuje tytułowy placek z obierek: jeśli życie ofiarowuje Ci bure odpadki, uśmiechnij się, upiecz z nich ciasto i zaproś grupę przyjaciół.

Ta ciepła, zabawna, napisana z wdziękiem książka uszczęśliwi miłośników literatury, zwłaszcza angielskiej, a również książek o książkach. Miło jest czytać o ludziach zbzikowanych na punkcie czytania. Dziwactwa te znamy z autopsji. Juliet to klasyczny przykład bibliomaniaczki, która chcąc uratować bibliotekę w czasie bombardowania, o mały włos nie straciła życia. Bezceremonialne potraktowanie należących do niej książek przez narzeczonego staje się powodem zerwania zaręczyn. Literatura nieustannie wpływa na życie bohaterów tej powieści.

Mimo dużej sympatii, jaką wzbudza, postać Juliet, to nie jest wybitny portret psychologiczny. Biorąc pod uwagę jej wiek, bagaż doświadczeń i okoliczności czasem dziwi i irytuje fakt, że jest infantylna trzpiotką. Członkowie towarzystwa też wydają mi się nieco dziecinni, wyidealizowani do granic możliwości, ich słodycz zaś nadmierna i chwilami drażniąca. Doskwiera brak indywidualizacji bohaterów, pomimo rzadko spotykanych imion niekiedy trudno ich rozróżnić. Guernsey jawi się nam jako utopijno-sielankowa kraina, w której wszyscy goście witani są z otwartymi ramionami.

Ważnym doświadczeniem, które rzuciło dramatyczny cień na życie wszystkich postaci była wojna. Pomimo zapewnień, że autorki gruntownie przygotowały się merytorycznie do pracy, nie odnosiłam wrażenia, że to jest wiedza historyczna z pierwszej ręki. Fragmenty o obozie koncentracyjnym kojarzyły mi się raczej z pogadankami historycznymi dla uczniów szkoły podstawowej. Jako przykład, że nie jest to wiedza erudycyjna, może posłużyć fakt, iż w książce pojawia się wzmianka o szesnastoletnim polskim chłopcu, który nazywa się… Lud Jaruzki. Zupełnie inaczej odebrałam fragmenty poświęcone okupacji wyspy Guernsey. Daje się zauważyć, że materiały były obszerne i zostały emocjonalnie przetrawione przez autorki.

Pisarki zrobiły dla nieznanej wysepki to, co wcześniej uczynił Szekspir dla Werony, Frances Mayes dla Toskanii, Peter Mayle dla Prowansji. Lista miejsc, do których wciąż zmierzają pielgrzymki oczarowanych czytelników, jest długa. Polecana przez wydawcę brytyjskiego* strona internetowa potwierdza, że Guernsey jest rzeczywiście zjawiskowo piękną wyspą. To cudowne, że przed nami jest jeszcze tyle miejsc do odkrycia, pozornie zwyczajnych, szarych i nieciekawych.

Pomimo moich zastrzeżeń wróżę tej pogodnej powieści popularność. Szkoda, że Mary Ann Shaffer i Annie Barrows, prywatnie ciocia i siostrzenica, nie opublikują już razem żadnej książki. Mary Ann Shaffer zmarła w lutym 2008 roku.

---
* Mary Ann Shaffer, Annie Barrows, „The Guernsey Literary and Potato Peel Pie Society”, wyd. Bloomsbury, London 2009.

Moja ocena: 4

P.S.
Ucieszyła mnie wiadomość o tym, że powieść Mary Ann Shaffer i Annie Barrows doczekała się polskiej edycji.
Dużo czytałam o tej powieści na angielskojęzycznych blogach o tematyce literackiej. Wiele osób uznało ją za książkę ubiegłego roku.
Zaznaczam, że przeczytałam ją w oryginale i nie wiem, jak tłumaczka poradziła sobie z przekładem żartobliwego stylu autorek. Będę wdzięczna za Wasze opinie.
Wyspa Guernsey
...i filmik przybliżający książkę:


14 komentarzy:

  1. Przesłanie książki, o którym piszesz: [...] jeśli życie ofiarowuje Ci bure odpadki, uśmiechnij się, upiecz z nich ciasto i zaproś grupę przyjaciół...
    po prostu mnie ujęło. Swoją prostotą i mądrością.
    Uczę się żyć zgodnie z tym trudnym credo. Nie jest to łatwe, gdy traci się wszystko [w sensie utraty całego dobytku]. Ale mimo tej materialnej straty, a może dzięki niej poniekąd, można nauczyć się czerpać pełnymi garściami z uroków życia. To musi być wspaniała książka. Przesyłam uśmiechy pełne słońca. :-)Dosłownie: u nas promienie aż olśniewają światłością.

    OdpowiedzUsuń
  2. no popatrz, a na mrocznej polnocy ani widu, ani slychu o takiej pozycji! az musze poszperac po internecie i poszukac

    nie wiem tez, co maja ksiazki brytyjskie w sobie, ze tak sie dobrze je czyta? jako dziecko pamietam zaczarowany swiat "piecioro dzieci i cos" edith nesbit (a byla to leteratura jusc wtedy dosc leciwa). fragmenty o piaskoludku czytalam tez swojemu synkowi, poniewaz mielismy szynszyla; ktory zazywal kapieli w piaseczku i nie lubil wilgoci
    "bridget jones" tez byla jedyna i niepowtarzalna, natomiast te wszystkie narodowe podrobki w roznych krajach do piet jej nie dorastaja
    dziekuje za dobry tips czytelniczy - moze uda mi sie zmobilowac moja biblioteke do sciagniecia egzemplarza "placka z obierkow"

    OdpowiedzUsuń
  3. no popatrz jaki wspanialy timing! okazuje sie, ze moja biblioteka zamowila ksiazke po szwedzku i ma ona nadejsc 10 marca. wlasnie sie zakolejkowalam elektronicznie

    jeszcze raz dziekuje za dobra porade - jak przeczytam, to bede mogla sie odezwac na temat

    OdpowiedzUsuń
  4. ~ Jolanta
    U nas też przedwiośnie wisiało dziś w powietrzu.
    Książka jest na pewno sympatyczna i ciepła, w swojej prostocie krzepiąca.
    Moc uśmiechów dla Ciebie!

    ~m
    To miły zbieg okoliczności, że w Szwecji premiera w marcu, i że Twoja biblioteka jest czujna :) Mam nadzieję, że powieść sprawi Ci przyjemność.
    Brytyjskie książki dla dzieci są świetne. Edith Nesbit bardzo lubiłam. Wasz piaskowy szynszylek musiał być super :)
    Dosłownie hipnotyzowała mnie "Gałka od łóżka" Mary Norton.
    Moc serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  5. "galka od lozka" brzmi fascynujaco! jakos nie zdazylam zapoznac sie w dziecinstwie

    dziekuje za mily wpis na temat "orkiestry". nie wiem czy udalo ci sie znalezc polskie tlumaczenie, czy tez zamowilas angielski oryginal?

    pozdr \ m

    OdpowiedzUsuń
  6. ~m
    Zamówiłam oryginał.
    Okładka identyczna jak Twoja :) Tłumaczona dotychczas nie było.
    Książki Mc Call Smitha wydane w Polsce:
    Mma Ramotswe i łzy żyrafy
    Męska szkoła maszynopisania "Kalahari"
    O dziewczynie, która poślubiła lwa
    Moralność dla pięknych dziewcząt
    Kredens pełen życia
    Kobieca agencja detektywistyczna nr 1
    Angus od snów: Celtycki bóg snów
    Przyjaciele, kochankowie, czekolada
    Niedzielny klub filozoficzny
    Niebiańska randka i inne odmiany flirtu
    "Kobieca agencję..." wydano jeszcze raz w jakimś zbiorze.
    Jeśli chodzi o tytuły, to zdecydowanie ma człowiek talent. “The right attitude to rain” też mi się ogromnie podoba!

    OdpowiedzUsuń
  7. dziekuje ci za szczegolowa informacje! tez znalazlam jakis tytul na necie, ale nie bylam pewna ILE przetlumaczono. moja kuzynka z warszawy, kt uwaza sie za osobe oczytana (pracowala kiedys w szkolnej bibliotece) w ogole o AMCS nie slyszala...

    a pytalam, bo spontanicznie napisalam do autora, ze chce, to mu zrobie tlumaczenie na polski. ale na razie odpowiedzi brak - pewnie pomyslal, ze to nastepna wariatka. pomyslalam sobie, zrobie tlumaczenie jakiegos rozdzialu i wysle mu na dowod (ze to powazna propozycja)

    pozdr \ m

    OdpowiedzUsuń
  8. Dostałam katalog (Świat Książki) i rzuciła mi się ta książka w oczy, widzę, że teraz będzie to pozycja obowiązkowa :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja powiem tak: tytuł mnie strasznie zniechęcił. Książka o książkach jednak zawsze brzmi ciekawie, ale tu z kolei te uproszczenia związane z tematem wojny. Chyba więc sobie odpuszczę ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. A mnie właśnie tytuł bardzo przypadł do gustu, no i okładka, jest świetna! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kilka dni temu pisałam o tej książce - fajnie mi się ją czytało, lekka, zabawna, ale piszesz, ze w oryginale style listów są zróżnicowane, ja nie odnsiosłam takiego wrażenia czytając przekład - to mnie strasznie denerwowało!

    OdpowiedzUsuń
  12. Tytuł b. frapujący, okładkę często widziałam przy okazji poszukiwań na Amazonie.Z chęcią przeczytam. Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  13. Właśnie przeczytałam tę książkę. Zgadzam się z marpil, że nie widać tego zróżnicowania stylistycznego. Żartobliwy styl Juliet jest, ale nie wiem, czy porównywalny z oryginałem.
    nie zgadzam się za to, ze postaci są słabo stypizowane. Ja właśnie dość szybko połapałam się kto jest kto.

    OdpowiedzUsuń
  14. Lirael. Przeczytałam książkę i muszę przyznać, że mnie ujęła. Dziękuję Ci za kolejną rekomendację, która okazała się dla mnie inspirującym doświadczeniem lekturowym. :-) Zgadzam się z naczyniem: uważam, że postaci zostały zindywidualizowane, aczkolwiek momentami stylistycznie listy wypadały dość podobnie. Ale to odbierało mi przyjemności czytania. Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń