Wakacje z Penderwickami
Jak wpadłam na trop Penderwicków, nie pamiętam i nie wiem,
komu dziękować za recenzyjną inspirację. Motywacja musiała być silna, bo
niezwłocznie pobrałam dwie książki Jeanne Birdsall na Fincie. Tegoroczne święta
spędziłam z niesforną rodzinką z Gardam Street w Cameron w stanie Massachusetts
i mimo zastrzeżeń, o których za chwilę, wspominam je miło. Podtytuł powieści, „Wakacyjna opowieść o czterech siostrach,
dwóch królikach i pewnym interesującym chłopcu”, trafnie ją streszcza.
Pozwólcie, że zacznę od krótkiej prezentacji rodziny Penderwicków:
Tato – profesor botaniki, namiętnie używa łaciny na co
dzień niczym pan Borejko – „powiadał, że to doskonała gimnastyka dla mózgu” [1].
Rosalinda – lat 12, opiekuńcza, typowa starsza siostra, ale
to tylko pozory, bo jej się też zdarza wpaść w tarapaty.
Skye – lat 11, miłośniczka algebry i zadań matematycznych.
Jane – lat 10, przyszła autorka bestsellerów, pisze książki o
bohaterskiej Sabinie Starr.
Batty – lat 4, znak szczególny: czarno-pomarańczowe motyle
skrzydełka, które nosi nieustannie.
Jest jeszcze dość nieznośne Psisko, które potrafi znienacka skonsumować
mapę.
Na próżno szukacie w tym zestawieniu mamy. Zmarła po urodzeniu Batty. Dziewczynki wychowuje ojciec, totalnie
zdominowany przez pierwiastek żeński. Sytuacja
często wymyka mu się spod kontroli.
„Rodzina Penderwicków” opowiada o wakacyjnym wyjeździe, który
– jak nietrudno zgadnąć – obfitował w rozmaite przygody. Jeanne Birdsall uwieczniła
je z dużą swadą i poczuciem humoru. Oprócz fragmentów śmiesznych są
wzruszające. To wspomnienia o mamie i tęsknota za nią, którą
każdy przeżywa na swój sposób. Autorce udało się silnie zindywidualizować małe
bohaterki i obdarzyła je wyrazistymi osobowościami. To czasem szwankuje w
takich rodzinnych powieściach. Dziewczynki mają bardzo różne charaktery, co silnie
dynamizuje akcję: u Penderwicków nigdy nie jest nudno!
Najbardziej udana
wydaje mi się postać małej Batty, która jest wcieleniem wdzięku i uroku. Natomiast spore wątpliwości budziła we mnie Rosalinda. Na pewno strata mamy i konieczność
opieki nad siostrami przyspieszyła jej dojrzewanie, ale jak na dwunastolatkę
zachowuje się trochę zbyt dorośle. Na stronie autorki znalazłam informację, że
fragmenty poświęcone Rosalindzie sprawiły Jeanne Birdsall największą trudność i
to niestety widać.
Czytając „Rodzinę Penderwicków” wielokrotnie zadawałam sobie
pytanie: skąd ja to znam? Pisarka wykorzystuje sporo znanych wątków z literatury dla dzieci. Znajdziemy tu ślady „Małych kobietek”, „Tajemniczego ogrodu”,
cyklu o Narnii, „Inspektorze, na pomoc!”. Echa tych książek pobrzmiewają tak
silnie, że często zagłuszają głos autorki. A szkoda, bo potrafi opowiadać
zajmująco. Jeanne Birdsall nazywa to elegancko „pożyczaniem”, ale mnie drażnił koktajl wtórnych motywów.
Jeśli ktoś skrupulatnie szuka w powieściach dla dzieci walorów
wychowawczych, z pewnością uzna „Rodzinę Penderwicków” za książkę o wątpliwej
wartości. Bohaterowie często podsłuchują, dziewczynki oszukują tatę, zdarzają
się drobne szantażyki emocjonalne, a już szczytem wszystkiego jest ucieczka z
domu, która - jak ręką odjął - rozwiązuje problemy zaprzyjaźnionego z siostrami
Jeffreya. Jestem zdecydowaną przeciwniczką przedstawiania w powieściach dla małych
czytelników anielskich wzorców zamiast normalnych dzieci, ale w tym przypadku
autorka się chyba ciut zagalopowała.
Z lekka pomarudziwszy na tę niezbyt oryginalną, ale ciepłą, zgrabnie
opowiedzianą i pogodną historię, donoszę, że po tygodniu sięgnęłam po tom drugi
przygód sióstr Penderwick, choć zwykle czytam serie z długimi przerwami.
______
[1] Jeanne Birdsall, „Rodzina Penderwicków”, tłum. Hanna
Baltyn, Nasza Księgarnia, 2009, s. 26.
Moja ocena: 4-
Jeanne Birdsall.
|
Lirael, jeśli książka jest tak ciepła jak uśmiech autorki [na zdjęciu], nie dziwię się, że sięgnęłaś po kontynuację opowieści. Nigdy nie słyszałam o „Rodzinie Penderwicków”. I mimo Twoich zastrzeżeń, czuję, że przypadłaby mi do gustu. Lubię opowieści rodzinne; ostatnio zakochałam się w sadze Joanny Bator. I pokochałam jej pisanie.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia od rodziny [mojej]. ;?)
Jolu, autorka na mnie też robi bardzo miłe wrażenie. Ten uśmiech zdecydowanie przedostaje się na kartki jej książek. Opowieść o Penderwickach jest bardzo sympatyczna, idealna wręcz na szarobure zimowe dni. Dodam, że drugi tom podobał mi się znacznie bardziej.
UsuńCzytałam tylko "Japński wachlarz" Bator i zrobił na mnie spore wrażenie.
Ja Was również serdecznie pozdrawiam!
Ostatnio chyba jest moda na niesfornych bohaterów, u nas trwa fascynacja Hanią Humorek, a teraz chyba zacznie się faza Zuźki Zołzik - nazwiska mówią same za siebie. Pewnie jeszcze dojdzie Upiorny Karolek i będziemy mieli komplet:)
OdpowiedzUsuńWidzę, że to prawdziwy wysyp. :) Mam nadzieję, że niesforność Hani, Karolka i Zuźki polega na tym, że wpakowują się w jakieś spektakularne tarapaty, a nie stosują psychologiczne manipulacje na rodzeństwie lub rodzicach. :)
UsuńNa szczęście chyba obywa się bez manipulacji:P Raczej są to żywiołowe dzieci o wyrazistych osobowościach.
UsuńWłaśnie się dowiedziałam, że Hania Humorek to w oryginale Judy Moody. :)
UsuńSiostry Penderwick też nie wykazują skłonności makiawelicznych, ale kilka sytuacji mnie zaskoczyło.
Uważam, że to niezłe tłumaczenie. Zuźka Zołzik jest w oryginale Junie B., dodanie nazwiska wygląda mi na próbę podłączenia się do Hani Humorek:P
UsuńTłumaczenie jest fajne, ale mogłoby się też rymować. Tylko byłoby trudno o imię rymujące się z humorzastą. :)
UsuńCiekawe, co oznacza to D. między Zuźką a Zołzik. :)
Ewentualnie Marysia Kaprysia. :D
UsuńCzytelniczka twierdzi, że skrót nie został rozwiązany:P
UsuńBardzo proszę, przekaż czytelniczce-konsultantce pozdrowienia i podziękowania. Może ten tajemniczy skrót zostanie wyjaśniony dopiero w ostatnim tomie. :P
UsuńPrzekażę:) A tych tomików jest ze czterdzieści, kto wie, co się w nich jeszcze mieści...
UsuńDzięki. Widziałam w zapowiedziach wydawniczych nowe Hanie, to chyba też seria-rzeka. :)
UsuńStarsza przerobiła po wielokroć osiem z dziewięciu dotąd wydanych, każda następna będzie mile widziana:)
UsuńW zapowiedziach są "Hania Humorek idzie na studia" i "Hania Humorek mały detektyw", ale widzę, że to są wersje audio, więc książeczki dla konsultantki nie są na pewno wcale żadnymi nowościami. :)
UsuńFaktycznie, obie przerobione:)) Wersje audio są całkiem niezłe, nie wiem, czy Hanie nie lepsza w słuchaniu niż w czytaniu.
UsuńHania charakterologicznie pasuje mi do Julii Kamińskiej. :)
UsuńByłem zaskoczony, ale Kamińska wpasowała się w rolę znakomicie.
UsuńOna chyba nawet wizualnie jest trochę w typie Hani. :)
UsuńTrudno mi stwierdzić, widywałem ją głównie w charakteryzacji Brzyduli :)
UsuńHania wydaje się zdecydowanie bardziej asertywna i przebojowa niż Brzydula. :)
UsuńStąd moje przyjemne zaskoczenie lektorką:)
UsuńZresztą kiedyś oglądałam wywiad z Kamińską, który przekonał mnie o tym, że z potulną Brzydulą raczej niewiele ma wspólnego. :)
UsuńI znowu jakieś psisko w tle.;)
OdpowiedzUsuńWkrótce napiszę o książce z całą watahą psisk, nie tylko w tle. :)
UsuńAle to nie będzie "Puc, Bursztyn i goście"?:))))
Usuń:D Zdecydowanie nie, ale muszę przyznać, że w dzieciństwie szalałam za książkami Jana Grabowskiego, "Finka" znałam prawie na pamięć. :)
UsuńMnie też się podobały.;)
Usuń"Kochany zwierzyniec" był świetny, no i oczywiście "Reksio i Pucek". :)
UsuńMamy tę książkę od dawna, w wersji niemieckojęzycznej, ale moje smoki uporczywie wzbraniają się przed jej lekturą. Duży może faktycznie już jest za duży... Koronnym argumentem przeciwko było: "bo to o dziewczynach"... Jeśli więc ktoś chciałby podszkolić niemiecki na tej książce, chętnie podeślę:-)
OdpowiedzUsuńTo jest zdecydowanie o dziewczynach, w dodatku o dziewczynach w zestawie hurtowym. Na osłodę dodam, że są również dwa króliki i pies, ale to raczej nie zmieni smoczego nastawienia. :) Ja niestety nie znam niemieckiego, ale mam nadzieję, że ktoś skorzysta z Twojej miłej propozycji, za którą w imieniu ktosia z góry serdecznie dziękuję. :)
UsuńU mnie z uwagi na silny akcent żeński ta lektura raczej nie przejdzie - jedną Pippi dali radę znieść, ale tyle dziewczyn na raz? Nie ma mowy!.
OdpowiedzUsuńA czy akcja dzieje się współcześnie? Twoje wzmianki o licznych nawiązaniach do już wiekowych pozycji, plus czwórka dzieci, plus śmierć mamy, sugerowałyby że to raczej powieść retro.
Mam wrażenie, że Pippi ma osobowość i temperament, które sprawiają, że chłopcy wybaczają jej nawet to, że jest dziewczyną. :) Żadna z sióstr Penderwick aż takich walorów nie posiada.
UsuńTak, to jest powieść współczesna, wydana w 2005 roku, ale obawiam się, że autorka patrzy na bohaterów trochę przez pryzmat własnego dzieciństwa i z realiami bywa krucho. Przede wszystkim zaskakuje kompletny brak komórek i internetu. Poza tym czy znasz jakąś dwunastolatkę, która regularnie wypieka ciasteczka dla młodszego rodzeństwa? Ja nie.
A u mnie nobliwie i poważnie, jak nie klasyka, to biografia, albo przewodnik po sztuce :( Nudziara jestem. Chciałam spróbować zacząć czytać chłopcom (lat 7 i pół) Anię z ZW, ale nie wiem, czy mi na to pozwolą, bo to raczej dziewczyńska powieść.
OdpowiedzUsuńAleż skąd. Nudziara i Guciamal to pojęcia, które się wykluczają! U mnie od kilku miesięcy jest zapotrzebowanie na książki poprawiające nastrój i stąd mniej poważne lektury.
UsuńNie jestem pewna, czy to dobry wiek na początek znajomości z Anią Shirley, ale reakcja chłopców odpowie Ci na to pytanie. Lat 7 i pół to jest chyba faza, w której wszystko, co kojarzy się z płcią przeciwną, wywołuje odrazę. :)
Miło mi :) Z chłopcami muszę wypróbować empirycznie. Oczywiście pierwsze czego żądają na wejście to Star Wars :(
UsuńDziewięcioletni siostrzeniec męża wszedł właśnie w fazę "Władcy Pierścieni" i "Hobbita", więc przypuszczam, że wkrótce u Was będzie podobnie. :)
UsuńGdyby chłopakom przeczytać "Anię z Zielonego Wzgórza" głosem Dartha Vadera ze Star Wars, sukces byłby murowany. :)
Piękna seria :)
OdpowiedzUsuńNa pewno sympatyczna. U nas wydano dopiero dwie części.
UsuńCiekawe, czy Jeżycjada również mogła znaleźć się w kręgu inspiracji, czy "zapożyczeń" autorki? Cztery siostry i cytujący łacinę tata faktycznie brzmią podejrzanie znajomo...
OdpowiedzUsuńCała ta historia inspiracji i zapożyczeń przypomina mi zachowanie dużych marek odzieżowych, które namiętnie kopiują modele podpatrzone na wybiegach wielkich domów mody. Choć pewnie w literaturze trudniej jest takie zabiegi wykryć i ukarać.
Rzeczywiście, podobieństwo uderzające. Autorka nie podaje Jeżycjady jako źródła inspiracji, a o tych "pożyczkach" mówi na swojej stronie dość otwarcie. Nie nazwałabym jej "pożyczek" plagiatem, to raczej wariacje na temat.
UsuńTo, o czym piszesz, chyba nie dotyczy tylko odzieży, ale i perfum czy samochodów, tylko mało kto przyznaje się do tego wprost tak jak Jeanne Birdsall.
No widzisz. A mnie Penderwicki kompletnie się nie spodobały, czytałam tylko jeden tom i już wiedziałam, że drugiego szukać nie będę. Co tylko świadczy o tym, że pięknie się różnimy i że de gustibus...
OdpowiedzUsuń:)
Oj, nie wiem, czy nie za wcześnie przekreśliłaś z kretesem panny Penderwickówny. :) Mam nadzieję, że kiedyś zajrzysz do drugiego tomu. Według mnie jest znacznie lepszy, widać, że autorka nabiera wiatru w żagle. Wkrótce o nim napiszę. A co do różnic i de gustibus... w pełni się z Tobą zgadzam.:)
Usuń