Jeśli nie dotrzesz do Wielkiego Muru, nie jesteś prawdziwym człowiekiem
Wielki Mur nie jest widoczny z kosmosu.
Wielki Mur nie jest wielki.
Wielki Mur to wiele murów.
Wielki Mur nie jest wyłącznie chiński.
Jeśli w tej chwili zastanawiacie się, jak to możliwe, że przy dość umiarkowanych temperaturach doznałam udaru słonecznego, pragnę Was uspokoić. Nie ma powodów do niepokoju. Te wszystkie herezje pochodzą z książki „Wielki Mur” brytyjskiego historyka i podróżnika Johna Mana i łączy je to, że są to stwierdzenia zgodne z prawdą. Autor punkt po punkcie obala popularne mity, których wokół chińskiej budowli narosło naprawdę wiele. Opiera się na dokumentach, tekstach literackich, ale również własnych obserwacjach i wnioskach. Najwięcej radości sprawiły mi przytoczone legendy, na przykład ta o ekspedycji po eliksir nieśmiertelności dla cesarza na wyspy Pacyfiku, po której członkach słuch zaginął, a najbardziej oczarowała mnie opowieść o Meng Jiangu, dziewczynce znalezionej w melonie, która kiedy dorosła, doprowadziła Wielki Mur do ruiny.
John Man nie jest typem zasuszonego naukowca gabinetowego - w książce znajdziemy jego wrażenia z podróży do Chin i Mongolii. Jak poszukiwacz zaginionej arki przemierza wiele kilometrów w poszukiwaniu resztek Wielkiego Muru i opowieści o nim. Jeśli lubicie ludzi z zaraźliwą pasją, John Man na pewno wzbudzi Waszą sympatię.
Podobało mi się to, że autor nie kreuje się na wszystkowiedzącego, zblazowanego guru, co czasami zdarza się w tego typu literaturze. Dotychczas obowiązujących teorii nie traktuje pogardliwie. Spokojnie i rzeczowo udowadnia, że są nieprawdziwe. Bo to wcale nieprawda, że Wielki Mur można dostrzec z kosmosu – tę błędną teorię wysnuto trzydzieści lat przed pierwszym wystrzeleniem rakiety, a czterdzieści lat przed lądowaniem na księżycu. Mur wcale nie tworzy linii ciągłej - autor porównuje go do fragmentów DNA. Mur nie zawsze jest wielki, w dodatku nie znajduje się jedynie w Chinach, ale również w Mongolii.
„Jeśli nie dotrzesz do Wielkiego Muru, nie jesteś prawdziwym człowiekiem” – lapidarna sentencja Mao streszcza stosunek Chińczyków do tej budowli. Teraz przyciąga tysiące turystów, kiedyś wyznaczał granicę, dawał zatrudnienie tysiącom ludzi, zapobiegał dezercjom, demonstrował potęgę cesarza. Jego budowa była jednym z najbardziej imponujących przedsięwzięć w historii ludzkości. Efekt końcowy sprawdzał łucznik płonącą strzałą: jeżeli strzała odbiła się, mur był zbudowany poprawnie, lecz jeśli utknęła, ten odcinek nie przeszedł próby i trzeba go było wznosić od nowa.
Książkę Johna Mana przeczytałam z dużym zainteresowaniem. Na początku autor składa zobowiązującą obietnicę: „Będę niczym portrecista, używający szerokich pociągnięć pędzla, aby stworzyć rozległą i złożoną całość.”[1] Słowa dotrzymał z nawiązką, a w dodatku dołożył starań, żeby wspólna wyprawa w czasie i przestrzeni była zajmująca. Odnosiłam wrażenie, że Man wręcz troszczy się o komfort czytelnika. W książce znajdziemy liczne próby uatrakcyjnienia lektury - początek wstępu ma charakter scenariusza filmu pod tytułem „Wielki Mur: Pomyłki, kłamstwa i stek bzdur”. Autor nie stroni od żartów. Kompasem dla zagubionych czytelników są kolorowe ilustracje opatrzone rozbudowanymi komentarzami autora, mapki, przejrzyste zestawienie dat i dynastii oraz indeks i bibliografia.
Kiedyś pisząc o Teresie Chłapowskiej i Muminkach wyraziłam żal, że czasem nie doceniamy pracy tłumaczy. Tak naprawdę ich obecność dostrzegamy wtedy, kiedy przekład szwankuje. Jeszcze gorzej sytuacja przedstawia się w przypadku literatury popularnonaukowej. Tymczasem jej przetłumaczenie wymaga nie tylko kompetencji językowych, ale również wiedzy i pasji poznawczej, bo tłumacz tego rodzaju książki często bywa tak naprawdę również redaktorem. To żmudna praca, której owoc trzeba przedstawić tak, by wydawał się leciutki jak piórko. "Wielki Mur" został przełożony na język polski przez Katarzynę Bażyńską-Chojnacką i Piotra Chojnackiego wyśmienicie, wszędzie widać dbałość o najdrobniejsze szczegóły. Słowa płyną wartko niczym Huang He. Szczególną urodą wyróżniają się fragmenty poświęcone legendom oraz literackie impresje autora. Polska edycja książki Mana to dowód na to, że świetny przekład zdecydowanie podnosi walory książki popularnonaukowej, która dzięki niemu nie tylko uczy, ale i sprawia przyjemność.
Za polecenie książki i autora bardzo dziękuję Zacofanemu w lekturze.
Za polecenie książki i autora bardzo dziękuję Zacofanemu w lekturze.
_______________
[1] John Man, Wielki Mur, tłum. Katarzyna Bażyńska-Chojnacka, Piotr Chojnacki, Amber 2008, s. 15.
Moja ocena: 5
John Man |
Zdążyłem zapomnieć, że Ci to kiedyś polecałem:) W każdym razie biografie Czyngis-chana i Kubiłaj-chana też powinny Ci się spodobać:)
OdpowiedzUsuń~ Zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuń...a ja zapomniałam Ci podziękować! To była Twoja rekomendacja na okoliczność książek historycznych przy mojej recenzji "Izabeli Katolickiej". Wielkie dzięki! Mam nadzieję, że dotrę do pozostałych książek Mana.
Ależ nie sumituj się:)
OdpowiedzUsuń~ Zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńJuż nie muszę się sumitować, bo recenzję uzupełniłam o stosowny fragment. :)
A o dziejach Czyngis-chana i Kubiłaj-chana też z przyjemnością sobie poczytam.
Lubię czytać książki pasjonatów - przyjemnie jest dać się im trochę zarazić. A moją wiedzę do Wielkim Murze chętnie uzupełnię. Dopisuję do listy i takie tam :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ludzi z pasją. Lubię czytać o pasjonatach. Nie wszystkie z tych pasji rozumiem, co nie znaczy, że nie darzę szacunkiem ludzi, którym chce się chcieć odkrywać, poznawać, przekazywać, zachowywać... Książkę chętnie przeczytam, zwłaszcza po tak dobrej recenzji. Zwłaszcza, że wiedza na temat Wielkiego muru u mnie jest skromniutka.
OdpowiedzUsuńWielki Mur może nie jest wielki, ale szeroki - na pewno.;) Przynajmniej w naszym rozumieniu słowa "mur".
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa co do "niezauważalności" dobrego przekładu.;) Ostatnio doceniłam to przy pracy Tomasza Mirkowicza.
Odnośnie pracy tłumacza literatury popularno naukowej, to specyfika tej pracy dotarła do mnie przy okazji książek Anne Fadiman, gdzie tłumacze musieli dodatkowo pisać obszerne wyjaśnienia do każdego rozdziału, a jeden z nich (Magda Heydel), opisała w szczegółach swoje spotkania z naukowcami wprowadzającymi ją w tajniki zagadnień w poszczególnych rozdziałąch.
OdpowiedzUsuńTo że, styl tej pary tłumaczy jest lekki jak piórko, jakoś wcale mnie nie dziwi:).
Zaintrygowaly mnie te chinskie legendy i sama postac Johna Mana, ktory wydaje sie przesympatycznym czlowiekiem. Podobnie jak Ty, interesuje sie ostatnio Chinami (na razie niewiele z tego wynika - zakup dwoch chinskich powiesci), wiec moze i ja skusze sie na "Mur"?
OdpowiedzUsuń~ viv
OdpowiedzUsuńMan to pasjonat czystej wody, przypadek nieuleczalny. :) Podziwiałam determinację, z jaką wyszukiwał fragmentów muru, wędrował po nich, odbywał długie podróże, by na własne oczy zobaczyć szczególnie ciekawą część.Kiedy wydał tę książkę miał 67 lat, a często przypomina zakochanego nastolatka. :) Mur jako obiekt uczuć to nieczęste zjawisko, więc książkę polecam.
~ guciamal
Dzięki. U mnie też wiedza była skromniutka, a w dodatku opierała się głównie na mitach, z którymi rozprawia się autor. Man jest nie tylko dociekliwym naukowcem, ale jeszcze potrafi swoją wiedzą się dzielić w sposób zajmujący.
~ Ania
Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś zobaczyć Wielki Mur na własne oczy. :) Najciekawsze wydały mi się mniej popularne miejsca, którym Man poświęca sporo uwagi.
Ja też cenię przekłady Tomasza Mirkowicza. Zastanawiam się, czy "Lot nad kukułczym gniazdem" czy "Nocny kowboj" w jego tłumaczeniu nie są przypadkiem lepsze niż oryginały. :)
Widzę, że swoją wiedzę na temat Chińskiego Muru też czerpałam z mitów. Wszystko się zgadza. Obiecuję poprawę przy nadarzających się okolicznościach.:)
OdpowiedzUsuń~ Iza
OdpowiedzUsuńCzytałam "Ex libris" Fadiman. Masz rację, że tam też zadanie łatwe nie było. Ale mimo wszystko historia Chin to dla mnie w większym stopniu terra incognita, że nie wspomnę o dziejach Mongolii.
Styl mnie też nie zaskoczył, ale zauroczył i upewnił w pewnych przekonaniach. :) Polecam na przykład otwierającą książkę impresję a la scenariusz filmowy.
~ katasia_k
Ja też literaturę o Chinach uwielbiam, choć ostatnio zrobiłam sobie przerwę. Bardzo polecam "Pasażerkę ciszy" Fabienne Verdier, oceniłam ją na szóstkę, a zdarza mi się to rzadko. Niesamowite są też "Dobre kobiety z Chin: Głosy z ukrycia" Xinran Xue.
Bardzo jestem ciekawa Twoich chińskich powieści!
~ ksiazkowiec
OdpowiedzUsuńBogusiu, przygotuj się na spore niespodzianki. :) Ale to wszystko podane jest tak ciekawie i bez zadęcia, że murową iluminację przeżyjesz bezboleśnie. :)
w księgarni "Wielkiego muru" nie było, to kupiłam sobie J.Maartena Troosta "Zagubiony w Chinach" Czy to w ważne w końcu, co się czyta? :D
OdpowiedzUsuń"Wielki Mur" wyprzedają w Dedalusie, tak podsunę subtelnie:)
OdpowiedzUsuńJak ja kocham takie subtelności!
OdpowiedzUsuńZawsze do usług:)
OdpowiedzUsuń~ monotema
OdpowiedzUsuńJa też miałam problem z namierzeniem "Wielkiego Muru" w księgarni naziemnej. W końcu kupiłam w internetowej. "Zagubionego w Chinach" Troosta też mam, ale jeszcze nie czytałam. :)
Mam nadzieję, że "Wielki Mur" niedługo stanie na Twojej czytelniczej drodze. :)
~ Zacofany.w.lekturze
To niesprawiedliwe, ale w Lublinie nie ma Dedalusa, o którym zresztą czytałam już wcześniej u Izy. Na szczęście (?!?) jest wariant internetowy. :P
W Warszawie jest naziemny i co mi z tego, skoro rzadko mam czas się przejechać?:P Też sobie w internecie oglądam, chociaż chyba jeszcze nigdy nie zamawiałem:)
OdpowiedzUsuń~ monotema i zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńPrzejrzałam ofertę wariantu internetowego. Pod względem cen lubelskie "tanie książki" naziemne są jednak atrakcyjniejsze, np. biografia Dumasa, którą kupiłam u nas za 7,70 w Dedalusie jest dwa razy droższa.
MOże i przeczytam. W którymś poście pisałaś o książce od Astrid do... może czytałaś godną polecenia (auto)biografię tej autorki?
OdpowiedzUsuń@Lirael, bardzo dziekuje za polecanki, zanotowalam :) Moje dwie chinskie powiesci to: "Trzy siostry" Bi Feiyu i "Trudne prawo karmy" Mo Yan. Bede dawac znac, czy godne polecenia.
OdpowiedzUsuń~ Sol i Alien
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa i pamięć. Niestety, początek września w szkole jest dosyć czasochłonny i w najbliższym czasie nie będę mogła spełnić waszej prośby. Mam nadzieję, że artykuł będzie przyczynkiem do ciekawej syskusji.
~ Ultima_Thule
Mnie polecono książkę, którą już zdobyłam. Wydaje mi się bardzo ciekawa: Margareta Strömstedt, "Astrid Lindgren: Opowieść o życiu i twórczości".
~ katasia_k
Poczytałam sobie trochę o twoich powieściach i wydają mi się warte uwagi. Cieszę się, że literatura chińska i o Chinach staje się coraz bardziej dostępna, bo moim zdaniem zasługuje na uwagę nie tylko ze względu na powiew egzotyki.
Nie zawsze lubię takie książki, ponieważ dużą wagę przywiązuję do różnych mitów, legend itd. Jeśli ktoś obala je pokazując naiwność, a nawet głupotę jakiejś społeczności, to sprawia mi podwójną przykrość. Ale opisywane przez Ciebie książka wygląda mi na taką, którą lubię bardzo - omawiająca problem rzeczowo, skoncentrowana na pokazaniu prawdy, ale także przedstawienie wierzeń, legend itd. Z chęcią bym ją przeczytała (no ale jak to nie widać Wielkiego Muru z kosmosu? no być nie może!)
OdpowiedzUsuń~ Mandżuria
OdpowiedzUsuńAutor tej książki rozwiewa mity bardzo delikatnie, w każdym razie tak to odebrałam. Absolutnie nie wykazuje głupoty czy naiwności osób, które w nie wierzyły, spokojnie tłumaczy, jak problem wygląda w jego opinii.
Zachęcam do przeczytania. Zdaniem mana wiara w to, że Wielki mur jest widoczny z kosmosu, pojawiła się wówczas, gdy jeszcze nikt w kosmos nie latał i w związku z tym ma charakter baśniowy. :)
Także moja wiedza na temat Wielkiego Muru jest bardziej niż skromna. Uwielbiając wszystko co jest związane z historią na pewno w najbliższym czasie przeczytam tą książkę.
OdpowiedzUsuń~ Monika
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz historyczne książki napisane z pasją, ta powinna Ci przypaść do gustu. Miłej lektury.
Lirael, zaintrygowalas mnie i szukam wlasnie Twojego postu o ksiazce Fabienne Verbier, ale nie moge niestety go znalezc ani w kategorii "szostka", ani przez wyszukiwarke w tresci bloga.
OdpowiedzUsuń~ Katasia_k
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam tę książkę w erze przedblogowej i recenzji nigdy nie napisałam. Może kiedyś to zrobię, ale biorąc pod uwagę, że mam kłopoty z nadążeniem z recenzjami książek czytanych na bieżąco, trudno powiedzieć, kiedy to nastąpi.
Tu jest recenzja z biblionetki autorstwa dot59: http://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=65729
W "Pasażerce ciszy" najbardziej podobało mi się nasycenie emocjami. Mam nadzieję, że na Tobie ta książka też zrobi wrażenie.
Ha! Miałam na myśli właśnie "Nocnego kowboja";)
OdpowiedzUsuń~ Ania
OdpowiedzUsuńAdaptacja filmowa też owszem, owszem. :)
Śmiem twierdzić, że lepsza od książki;) Film widziałam w zamierzchłej przeszłości, zrobił na mnie ogromne wrażenie. Pamiętam głównie Hoffmana, Voigta jeszcze wtedy nie kojarzyłam.
OdpowiedzUsuń~ Ania
OdpowiedzUsuńNa mnie większe wrażenie zrobiła kreacja Voigta. Też oglądałam ten film bardzo dawno, ale emocje były tak silne, że pamiętam do dziś.