21 stycznia 2014

Dom bardzo zły (Andrea Camilleri, "Sierpniowy żar")

Dom bardzo zły
Pisanie o książce pod tytułem „Sierpniowy żar”, kiedy za oknem śnieg, mróz i zawierucha, zakrawa na przewrotny żart, ale tak mi się jakoś dziś zebrało na opowieści o ubiegłorocznych wakacyjnych lekturach.

„Sierpniowy żar” to moje drugie spotkanie z komisarzem Montalbanem. Już wielokrotnie podkreślałam jego wyższość nad komisarzem Brunettim z kryminalnego cyklu Donny Leon, bo „Złodzieja kanapek” Andrei Camilleriego wspominam z sentymentem. Autor miał u mnie kredyt zaufania, który tym razem z każdą stroną pomaleńku topniał niczym asfalt w promieniach sycylijskiego słońca i niestety skończył się drobnym przekroczeniem debetu.

Jak zwykle komisarz Montalbano pracowicie rozsupłuje intrygę kryminalną w Vigacie (miasteczko zupełnie fikcyjne) i okolicach. Wszystkie drogi prowadzą nie do Rzymu, a do pozornie zwyczajnej wilii nad morzem. Oczywiście rzeczony dom kryje mroczne tajemnice, a poza tym spadają na niego plagi typu karaluchy, myszy, pająki i inne atrakcje:
— To jest chyba dom przeklęty! — upierała się Laura z błyszczącymi oczami, jakby miała gorączkę.
— Lauro, zastanów się, nie wmawiaj sobie takich głupstw. Rozumiem, że jesteś zdenerwowana, ale...
— Przyznam ci się, że nawet zaczęłam sobie przypo­minać te rozmaite filmy o przeklętych domach albo o do­mach, gdzie zagnieździły się piekielne zjawy.
— To przecież tylko wymyślne fantazje!
— Przekonasz się, że miałam rację.”[1]
Dodam jeszcze, że ważną rolę w tej historii odegrają też rezolutny trzylatek Bruno oraz kot. To jeszcze nie wszystko! Tym razem Salvo Montalbano walczy nie tylko z przestępcami i ogólną degrengoladą, ale również ze sobą, a konkretnie z klasycznymi objawami kryzysu wieku średniego, które zaowocowały między innymi płomiennym romansem. I zaznaczam, że nie chodzi o ożywienie znajomości z chimeryczną Liwią.

W „Sierpniowym żarze” Camilleri z wirtuozerią odmalował leniwą atmosferę włoskiego lata, obezwładniający skwar w sycylijskim miasteczku, senną spiekotę. Opisy upału są tak naturalistyczne, że chwilami naprawdę robiło mi się duszno. Przykuwający uwagę koloryt lokalny to specjalność autora książek o Montalbanie. Sympatyczne są chociażby wątki kulinarne. Szkoda, że niezbyt liczne. Na marginesie dodam, że jestem fanką opryskliwej gosposi komisarza:
Adelina przyrządziła mu pappanozzę. Cebula i ziem­niaki długo gotowane, wyłożone na duży talerz i roz­gniecione widelcem na jednolitą masę. Do przyprawie­nia: oliwa, nieco octu winnego, sól i czarny pieprz świeżo zmielony.”[2]
Nakrył na werandzie. Zaniósł na stół oliwki, świeże figi, kapary, owczy ser i sześć miseczek, jedną z anchois, jedną z kalmarami, jedną z ośmiorniczkami, jedną z mątwą, jedną z tuńczykiem i jedną z morskimi ślima­kami. Każde z dań było przyprawione inaczej. A w lo­dówce prócz tego stało jeszcze wiele innych przysmaków.”[3]
Dopracowany w detalach obraz Włoch w powieściach Camilleriego nie trąci sztucznością, a taki właśnie problem mam z książkami Amerykanki, Donny Leon. Autorka cyklu o komisarzu Brunettim od wielu lat konsekwentnie nie wyraża zgody na tłumaczenie swoich powieści na język włoski, choć znane są na całym świecie, również w Polsce. Dziwne, prawda? Oficjalny powód, który pisarka podaje na przykład tu i tu, to chęć uniknięcia sławy, ale może kryje się też za tym również obawa, że rodowici mieszkańcy Italii w jej książkach wyczują obcość i fałszywe nuty.

Melancholijne rozterki Salva Montalbana w „Sierpniowym żarze” nie pozwoliły Camilleriemu na liczniejsze przebłyski ironicznego humoru, który tak mi się podobał w „Złodzieju kanapek”. Oprócz miłosnych niepokojów okrutnie targających komisarzem pojawiają się też gorzkie obserwacje socjologiczne na temat Włoch: 
Montalbana ogarnęło przygnębienie. Czy to się nigdy nie zmieni? Szlag by to trafił, że też ciągle trzeba mieć do czynienia z podejrzanymi koneksjami, powiązania mafii z polityką, mafii z biznesem, polityki z bankami, praniem brudnych pieniędzy i lichwą...

Co za obsceniczny balet! Co za dżungla korupcji, oszustw, intryg, niegodziwości, karierowiczostwa! Wy­obraził sobie taki dialog:

  Uważaj na każdym kroku, ponieważ X to człowiek posła Y, a zięć K jest człowiekiem szefa mafii Z i pozo­staje w zażyłych stosunkach z posłem H.

— Przecież poseł H jest w opozycji!

— Owszem, jest, ale co to zmienia?”[4]
Stereotypowo i mało odkrywczo? No, niestety. Poza tym takie oskarżenia w powieści lżejszego kalibru trochę przypominają strzelanie do słonia z procy.

Wbrew tytułowi i mimo sycylijskiego, upalnego entourage’u „Sierpniowy żar” to chłodna, pesymistyczna opowieść w stylu demaskatorskich kryminałów skandynawskich, o których Camilleri zresztą wspomina w powieści z nutką zazdrości. Nietrudno rozszyfrować, że wzmiankowane szwedzkie małżeństwo to Maj Sjöwall i Per Wahlöö. I tu się właśnie zaczynają schody bo wydaje mi się, że demaskatorska, interwencyjna formuła nie jest do końca bliska autorowi cyklu o Montalbanie..

Nie przypadła mi też do gustu teatralna tonacja sceny finałowej powieści, natomiast podoba mi się to, co cenię w kryminałach, a mianowicie autor „Sierpniowego żaru” zmyślnie z nas zakpił, bo pod koniec na czytelnika czeka spora niespodzianka.

Czytelników, którzy podobnie jak ja uczą się języka włoskiego i są na poziomie hmmm… niezbyt zaawansowanym, uprzedzam, że włoski serial o komisarzu Montalbanie w wersji oryginalnej nie jest łatwy w odbiorze. Miałam okazję obejrzeć dwa odcinki w czasie wakacyjnego wyjazdu. Nie wiem, czy to kwestia sycylijskiego akcentu, czy problem leżał w moim letnim rozleniwieniu i rozkojarzeniu. Serial mnie nie zachwycił. Wyraźnie postawiono na wartką akcję, nie na obyczajowe smaczki, a filmowy Montalbano  pozbawiony jest leniwego wdzięku literackiego pierwowzoru.
_______
[1] Andrea Camilleri, Sierpniowy żar, tłum. Stanisław Kasprzysiak, Noir sur Blanc, 2012, s. 21.
[2] Tamże, s. 120.
[3] Tamże, s. 254.
[4] Tamże, s. 117.

Moja ocena: 3,5
Andrea Camilleri. [Źródło]

68 komentarzy:

  1. Mnie nie porwał bodajże Kształt wody, więc nie męczyłem się z kontynuowaniem znajomości. Za to zauważam u siebie rosnącą chęć na kryminał, po latach wstrętu. No ale na Camilleriego raczej nie padnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Złodziej kanapek" naprawdę mi się podobał, taki lekki kryminał z obyczajowymi smaczkami na pierwszym planie. Ostatnio jakoś szczególnie mnie też nie ciągnie do kryminałów, chyba mam przesyt, ale kilka przeczytanych czeka w kolejce do opisania. :)

      Usuń
    2. Ja na razie czekam aż mi wzrośnie chętka, bo mam na oku nową Rowling i Zbrodnię w błękicie Kwiatkowskiej. Za to po uszy ugrzęzłem w Hrabim Monte Christo i pochłaniam nieprzytomnie, niemal jak Dziadek Żak :)

      Usuń
    3. Kukułkę? Właśnie ostatnio zdziwiłam się, że Rowling podobno miała nie zdradzać, że jest autorką i te publiczne obwieszczenia ponoć wyłącznie z powodu przecieku.
      A propos Dumasa ja mam w bliskich planach biografię jego ojca ("Czarny hrabia" Toma Reissa), o której niedawno pisała Beata (Słowem malowane), ale mam wersję angielską i trochę się obawiam wysiłku, bo dopadło mnie teraz feryjne rozleniwienie, choć podobno czyta się naprawdę świetnie. W "Hrabim..." Dumasa są ponoć liczne wątki z ekscytującej biografii taty.

      Usuń
    4. Kukułkę :) Miała nie ogłaszać, ale skoro się nie sprzedawała pod pseudonimem, to jakoś trzeba było ruszyć publiczność. Przeciek na bank był kontrolowany :D
      Starszy pan Dumas miał ciekawe przygody w czasach napoleońskich, ale zupełnie nie wiem, jak to się przekłada na Hrabiego:) W każdym razie chwilowo chłonę i mam nadzieję, że dalej akcja nie siądzie, bo mam takie mgliste wrażenie z młodości.

      Usuń
    5. Też mi się ten niby przypadkowy przeciek wydał podejrzany. :)
      Znając Dumasa, akcja do samego końca Cię nie rozczaruje. Trochę gorzej może być z psychologią postaci, ale nie wyprzedzajmy wypadków. :) Właśnie ostatnio zastanawiałam się nad prawie całkowitym zanikiem popularności jego książek, kiedyś był szał.

      Usuń
    6. Och, koło psychologii to nawet nie leżało i w sumie dobrze, od razu wiadomo kto dobry, kto zły i można się skupić na zwrotach akcji:) Panowie przystojni i szlachetni albo przystojni i nieszlachetni, panny piękne i wierne albo piękne i niewierne:D
      Dla Dumasa jest tyle alternatyw, że stracił atrakcyjność.

      Usuń
    7. W powieści przygodowej są inne priorytety, więc nie ma co się czepiać psychologii. :) Np. u Verne'a też nie było z nią zbyt dobrze.
      Alternatyw rzeczywiście sporo, ale w bibliotekach półki uginają się pod Dumasem i widać po tych książkach, że były wypożyczane wielokrotnie, więc zastanawiam się, czym Dumas podpadł współczesnym czytelnikom. :)

      Usuń
    8. Zginął w tłumie, teraz okładki bardziej kolorowe, a papier lepszy. Ja mam za to w planach Trzech muszkieterów po raz kolejny i kilka nieznanych powieści Dumasa. Żeby nie był taki całkiem zapomniany :)

      Usuń
    9. No tak, te jego poprzednie okładki były dość siermiężne, a na nowe się nie zanosi. "Trzech muszkieterów" uwielbiam, mój egzemplarz jest zaczytany na śmierć. :) Twoim planom będę kibicować. Zrobię rekonesans u rodziców, chyba coś jeszcze Dumasa powinno się znaleźć.

      Usuń
    10. Wzorem Dziadka Żaka mam rosnącą ochotę na "Naszyjnik królowej", muszę zerknąć w bibliotece.

      Usuń
    11. Na pewno będzie, Dumas jest w bibliotekach na kilogramy. Właśnie wyczytałam, że to drugi tom cyklu "Pamiętniki lekarza ". :)

      Usuń
    12. W tego cyklu mam czterotomowego "Józefa Balsamo", trochę mnie objętość przeraża :)

      Usuń
    13. A cały cykl liczy pięć części, zapewne też wielotomowe, więc trochę tego jest, akurat na długie zimowe wieczory. :)

      Usuń
    14. Wszystkie są wielotomowe, ale widzę, że pierwszy tom mam i mogę zaczynać :)

      Usuń
    15. To niezapomnianych wrażeń! "Losy tajemniczego alchemika, jasnowidza, lekarza cudotwórcy" na pierwszy rzut oka zapowiadają się owszem, owszem.

      Usuń
    16. Ale w czterech tomach i to na dodatek rozpadających się od samego patrzenia? Nie wiem, czy szybko zaryzykuję :P

      Usuń
    17. Po "Hrabim..." chyba dobrze byłoby zastosować czytelniczy płodozmian, a rozsypujący się Józef bez szemrania poczeka na swoje pięć minut. :)

      Usuń
    18. Oczywiście, że płodozmian, nie można się stale tarzać w awanturniczych powieściach. Józef czeka już ze 20 lat, to jeszcze poczeka.

      Usuń
    19. Biedny, poczciwy Józef! Jeszcze z radości rozsypie się w proszek, jak już go zaczniesz czytać, więc tylko bez gwałtownych ruchów! :)

      Usuń
    20. Czytanie Monte Christo zacząłem od sklejenia na nowo pierwszego tomu. nic mi nie straszne.

      Usuń
    21. A masz takie wydanie w serii Z Klepsydrą? Bardzo ją lubię.
      To pójdziesz za ciosem i Józefowi zrobisz lifting przy okazji. :)

      Usuń
    22. Z klepsydrą, niestety ze schyłkowych czasów, kiedy klejono te tomiszcza jakimś haniebnym lepiszczem, które pęka przy każdym otwarciu książki.

      Usuń
    23. Nieciekawie, tym bardziej, że tomiszcza w tej serii zwykle były naprawdę grube. Właśnie poleciałam wyłuskać z hałdy "Casanovę" Kestena i jest właśnie taki - pełne otwarcie książki skończyłoby się jej podziałem na kawałki. :( Ale tak ładnie pachnie starym papierem.:P

      Usuń
    24. Józefa wolę nie wąchać, mógłby się rozpaść od podmuchu :P

      Usuń
    25. Gorzej by było, gdyby nastąpiło zachłyśnięcie szczątkami Józefa podczas tego obwąchiwania, więc lepiej niech sobie spokojnie nadal leżakuje. :)

      Usuń
    26. Odkurzę go tylko, bidulka, przy jakiejś okazji, bo może od kurzu też zechce się rozpaść :P

      Usuń
    27. E tam, jako tajemniczy alchemik, jasnowidz, lekarz cudotwórca Józef bez problemu poradzi sobie z kilkoma drobinami kurzu. :)

      Usuń
    28. Wynajdzie jakąś pigułki na alergię :P

      Usuń
    29. Ewentualnie zahipnotyzuje te drobiny. :)

      Usuń
  2. Może i nie brzmi to na kryminał wszechczasów, ale trochę takiego sycylijskiego żaru bym sobie teraz na Podlasie sprowadziła ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też przydałoby się parę promyczków i mimo mafijnych macek chętnie przeniosłabym się na parę dni do Vigaty. :)

      Usuń
    2. Ja siedzę i oglądam zdjęcia z wakacji, pocieszajac się, że lato jednak kiedyś wróci...

      Usuń
    3. Wróci, wróci. Jeszcze tylko drobne 5 miesięcy. :) Ważne jest to, że już ociupinkę wydłuża się dzień, bo pobudki w egipskich ciemnościach to dla mnie horror. :(

      Usuń
  3. a mnie się podobała ta atmosfera włoskiego lata odmalowana w książce, no ale może dlatego, że czytałam latem właśnie:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się też to lato niezwykle podobało, atmosfera jest odmalowana świetnie, ale ogólnie moim zdaniem książka trochę szwankuje w porównaniu ze "Złodziejem kanapek". A "Sierpniowy żar" czytałam pod koniec lipca. :)

      Usuń
  4. Nie byłabym sobą, gdybym nie zapytała: czy w "Złodzieju kanapek" dużo jedzą?:) Wątki kulinarne mogłyby mnie chyba skłonić do zapoczątkowania znajomości z AC.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Camilleriego z jedzeniem dość skąpo, bo komisarz Montalbano zwykle prowadzi niehigieniczny tryb życia, ale i tak jego posiłki działają na wyobraźnię. :) U Donny Leon więcej kulinariów. Jest nawet książka kucharska: "Szczypta Wenecji czyli Ulubione dania komisarza Brunettiego". :)

      Usuń
    2. W takim razie może zacznę od Donny.;) dzięki!

      Usuń
    3. Państwo Brunetti mieszkają w Wenecji, więc w ich diecie zapewne królują owoce morza. :)

      Usuń
  5. Piszesz o nim tak ciekawie, że chyba się skuszę :-). Fragment kulinarny rozbudził mój apetyt ;-). Kiedyś zaznajomiłam się z Brunettim, ale już przy drugiej książce trafiłam na tak traumatyczną historię, że zniechęciłam się do włoskich kryminałów (a to pułapka - wcale nie był włoski!). Montalbano dostanie ode mnie szansę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczę na to, że komisarz Montalbano zyska kolejną fankę. :) Cykl w wersji polskiej w tej chwili składa się z 12 powieści i 2 zbiorów opowiadań, więc jest w czym wybierać i mam nadzieję, że coś Ci się spodoba.
      Czytałam 2 książki Donny Leon: "Cicho, we śnie" i "Zgubne środki". Szczególnie traumatycznie nie było, ale coś mi w tych powieściach zgrzytało. Tak dotkliwie, że po kolejne nie sięgnęłam. Teraz widziałam we włoskich zapowiedziach nową ksiązkę o Brunettim, w której ważną rolę będą odgrywać książki, więc może odświeżę znajomość. :)

      Usuń
  6. Zastanawiałam się kiedyś nad Camilleri zwłaszcza, że jest wydana w poręcznej na podróże niemal kieszonkowej serii. Nie wiedziałam jednak wtedy od której zacząć. Teraz mam problem rozwiązany ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, seria jest bardzo udana, choć to poprzednie, podłużne wydanie też miało sporo uroku. Gdybyś jednak kiedyś poczuła chęć nawiązania kontaktu z komisarzem Montalbanem, proponuję porządek chronologiczny, bo w kryminalne fabuły wplecione są osobiste losy Salva, ze szczególnym uwzględnieniem życia uczuciowego. :)

      Usuń
  7. O tak, dzień dłuższy choćby odrobinę to wielkie dobro! Byle do wiosny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiejszy dzień był dłuższy od najkrótszego w roku już o całe 47 minut, jest coraz lepiej. :) A do wiosny to już całkiem bliziutko, tylko 2 miesiące. :)

      Usuń
  8. Nie dziwię się wyborowi lektury jako rekompensatę na pogodę za oknem... Osobiście mam coraz większą ochotę na "Ofiarę Polikseny" Guzowskiej, też w spiekocie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój wybór lektury chyba na zasadzie kontrastu. :) O ile dobrze pamiętam, "Ofiara Polikseny" otrzymała jakąś nagrodę, więc chyba warto.

      Usuń
  9. Czytywałam Camilieri, ale juz mi się nie chce. Może za kilka lat.

    Btw - podziwiam, że tak systematycznei opisujesz te ksiązki nie omijając słabszych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z systematycznością raczej nie jest dobrze, bo teraz piszę o książkach przeczytanych w lecie. :)

      Usuń
  10. Cytat kulinarny przyprawił mnie o ślinotok, pomimo, że ośmiorniczki ani mątwy nie należą do zbioru moich ulubionych przysmaków :) Jeszcze bardziej przemawia do mnie atmosfera leniwego, włoskiego lata a "sierpniowy" tytuł skojarzył mi się tak pozytywnie, że gdybym miała książkę pod ręką, rzuciłabym się na nią, pomimo, że kryminały czytuję baaardzo rzadko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo niedociągnięć jest w tej książce skumulowane upalne lato, więc na chłodniejsze dni lektura jak w sam raz. :)
      Degustacja ośmiorniczek i mątw w moim przypadku wręcz nie wchodzi w grę, ale myśli o wzmiankowanej pappanozzy są dość natrętne. :) A przed chwilą tutaj i tutaj znalazłam dowody na to, że Camilleri rozpalił nie tylko moją wyobraźnię, więc czuję się rozgrzeszona. :)

      Usuń
    2. Pappanozza jest troche mało fotogeniczna i zastanawiam się, jak to możliwe, że w sierpniowym żarze Montalbano miał ochotę na konsumpcję ziemniaków z cebulą i oliwą... Jednak sama nazwa potrawy brzmi bardzo poetycko :)

      Usuń
    3. On prowadził dość aktywny tryb życia, mimo tego upału, więc stąd może pociąg do kalorycznych dań. :) Nazwa ciekawa, ale i samo danie wydaje mi się niezłe, zwłaszcza na zimowe, mroźne popołudnia. :)

      Usuń
  11. przede wszystkim ucieszyło mnie, ze po przesycie kryminałami mówicie, że może powrócić chęć, coby znaczyło, że mam jeszcze szansę na kilka kryminałów. Poza tym piszecie, że w bibliotekach pełno Dumasa-co mnie dziwi, bo w mojej poza hrabią, którego całkiem niedawno sobie odświeżylam tylko muszkieterowie i królowa Margot.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że można, a w każdym razie jestem żywym dowodem, bo wczoraj po długiej posusze zaopatrzyłam się w kryminał. :) Moje wspomnienia biblioteczne sięgają ze 2 lata wstecz, bo wtedy zawiesiłam konta i postanowiłam korzystać z własnych zapasów. Pamiętam całe półki lekko poobgryzanego zębem czasu Dumasa. :) Królowała właśnie seria Z Klepsydrą.

      Usuń
    2. Moje korzystanie z biblioteki jest naprzemienne, najpierw przez pół roku wypożyczam i czytam, potem przez kolejne pół pomstując na zaległości na własnych półkach robię sobie przerwę w wypożyczaniu i czytam zaległości :) a potem od nowa wracam do biblioteki skuszona kolejną recenzją na blogu tudzież podróżniczym skojarzeniem (aktualnie wypożyczony Dziennik Anny Frank, Srebrzynek i ja oraz Mniej niż ktoś Brodskiego).

      Usuń
  12. Dawno, dawno temu (tak dawno, że nie pamiętam dokładnie kiedy) kupiłam sobie za z trudem wówczas ciułane grosiki dwa kryminały wydane przez Noir sur Blanc (w wersji podłużnej): jeden Donny Leon, a drugi Camillerego. Tytułów nie pamiętam, a teraz nie sprawdzę, bo stoją gdzieś w ostatnim rzędzie, tak bardzo mi się (oba) nie podobały. W zasadzie nie wiem dlaczego, pamiętam tylko że Donna Leon była okropnie nudna, a Camilleri pozostawił mnie doskonale obojętną:( W zasadzie mogłabym sprawdzić, czy coś mi się zmieniło po latach, ale zdaje się że Twój, dość powściągliwy gdy idzie o pozytywne emocje, post nie jest Tym Właściwym impulsem:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się ta seria podłużna kojarzy jeszcze z pechowym zakupem książkowym w Krakowie kilka lat temu - kupiłam sobie właśnie Camilleriego do czytania w pociągu i kiedy zasiadłam błogo w przedziale, okazało się, że co druga strona jest pusta. :( Zwykle przeglądam książki przed zakupem, ale tym razem bardzo się spieszyłam, i stąd niemiła niespodzianka.
      Mnie się w tych włoskich i parawłoskich kryminałach podobają lokalne realia i specyficzne poczucie humoru, ale na pewno nie są to wybitne powieści sensacyjne. :(

      Usuń
    2. Właśnie sprawdziłam w spisie przeczytanych, bo coś mi się jednak to nazwisko kojarzyło, jakoś nieprzyjemnie. Andrea Camillieri przeczytałam Kolor słońca- rzecz o Carravaggio, tak mnie znudziła, że byłam zła na siebie, że poświęciłam jej całe dwa popołudnia. Natomiast Donny Leon wysłuchałam Ukryte piękno, wrażenia średnie i dość ulotne (trochę włoskiego klimatu). Może to jednak znak, że kryminały i ja nie bardzo do siebie pasujemy. Choć szczerze mówiąc tego Camielleriego nie odebrałam jako kryminał.

      Usuń
    3. Jeśli książka o sztuce Ciebie znudziła, musiało być naprawdę kiepsko, bo wiem, że to tematyka bliska Twojemu sercu. Widzę, że użytkownicy Biblionetki też nie wpadli w szał zachwytu. Zapamiętam, że jeśli Camilleri, to jednak trzeba trzymać się komisarza Montalbana. :) Moje wrażenia na temat Donny Leon bardzo ociepliła Koczowniczka wzmianką o literackich pasjach pani Brunetti, więc nie wykluczam kontynuacji znajomości. :)

      Usuń
  13. A ja tam lubię Donnę Leon. Prawie nic mi w jej książkach "nie zgrzyta", jedyne, na co narzekam, to zbyt duża ilość wątków politycznych. Leon ukazuje korupcję w policji i urzędach, a to na pewno Włochom się nie podoba. W jej książkach akcja toczy się wolno, nie ma efektownych zwrotów akcji i pościgów, pokazana jest zwyczajna, mozolna praca policjanta.
    Chciałabym też zwrócić uwagę na to, że w książkach Donny Leon obecne są nie tylko wątki kulinarne, ale też czytelnicze. Żona Brunettiego ciągle czyta książki - H.Jamesa, E.Wharton, pilnuje też, by mąż nie czytał brukowej prasy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wątki polityczne we włoskich kryminałach to niestety chyba standard. Z jednej strony to na pewno potwierdzenie nieciekawej sytuacji, ale z drugiej wydaje mi się, że poza takimi powierzchownymi utyskiwaniami tak naprawdę nic z tego nie wynika.
      Nie przepadam za kryminałami, w których akcent pada na szokującą akcję, wolę takie rozbudowane psychologicznie i obyczajowo, a najbardziej takie z przymrużeniem oka, więc teoretycznie Leon i Camilleri powinni mi odpowiadać, ale czegoś mi w ich książkach brakuje.
      Dziękuję Ci za wzmiankę o wątkach literackich! W dwóch powieściach Leon, które czytałam, musiały wystąpić w wersji szczątkowej, bo nie zwróciłam na nie uwagi, ale w takim razie na jej nowość z książkami w roli głównej będę czyhać! :)

      Usuń
  14. no i znowu sie czegos nauczylam - ze filmowy montalbano mial swój ksiazkowy pierwowzór! no popatrze; w ksiazce malo jedzenia, a ma filmie caly czas cos wcinaja! pojawia sie tez tajemnicza szwedka, ingrid. nota bene o glowe od montalbano wyzsza (na filmie, rzecz jasna).

    dla mnie jezykowo byl wielece przydatny - podczas jakiegos sezonu odcinkowego spotykalam czasami wloskiego wspólpracownika, kt byl zachwycony naszymi dialogami - zaczerpnietymi wlasnie z komisarzam! to bylo:; bon giorno! va bene? - akcent byl podobno TEN ;-)

    OdpowiedzUsuń
  15. O, właśnie po długiej przerwie wróciłam do blogowania i zaczęłam od "Sierpniowego żaru", też przeczytanego latem... A teraz nadrabiam zaległości u Ciebie, i taka niespodzianka. :D Tyle że mnie się książka bardziej podobała, zwłaszcza zaskakująca końcówka. Ale co tu kryć, mnie się Camilleri zawsze podoba, bo po prostu uwielbiam Montalbana. ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ojej, dopiero teraz zauważyłam, że to recenzja z zeszłego stycznia, nie z tego. :/

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń