Spadek po ciotce Klarze, czyli dawcy i biorcy.
L. P. Hartley to kolejny pisarz z pokrytej pajęczyną galerii twórców niesłusznie zapomnianych. Najbardziej znana książka jego autorstwa to „Posłaniec” (
tu znakomita recenzja Ani z
Czytanek Anki, a
tu ciekawy tekst Ali Smith, która zdaje relację z ponownej lektury).
The Go-Between miał szczęście do wybitnej adaptacji filmowej, podobnie jak
The Hireling (główna nagroda w Cannes w 1973 roku).
Mało kto jednak sięga po pozostałe książki Hartleya, a jest ich całkiem sporo. Sam autor to również postać niezbyt popularna. Już inicjały L. P. zamiast imion (Leslie Poles), a tak właśnie podpisywał swoje utwory, nadają mu rys tajemniczej anonimowości.
Szkoda, że niewiele osób pamięta o tym brytyjskim pisarzu. Kupiona za grosze, pożółkła, niepozorna „Biedna Klara” dostarczyła mi wielu wzruszeń. Poczułam się tak, jakbym prawie za darmo dostała jubilerskie cacko. Proza Hartleya jest elegancka i pełna klasycznego piękna. Autor niejednokrotnie odwołuje się do starożytności (na przykład motto z „Eneidy”) i symboliki średniowiecznej, przede wszystkim związanej ze świętą Klarą. Tematyka książki okazała się w zaskakujący sposób aktualna w kontekście zbliżających się Świąt: jeden z najważniejszych problemów w powieści to podarunki, a w sensie ogólniejszym dawanie i branie. Są ludzie, którzy pełnią rolę - jak określa Hartley – „emocjonalnej witaminy”, a inni tylko odbierają hołdy.
Bohaterowie „Biednej Klary” to czwórka przyjaciół wywodzących się z londyńskiej bohemy. Narrator, Edward jest malarzem, a Gilbert kompozytorem. Poznajemy też dwie panie: Myrę i Barbarę. Wszyscy mają ponad czterdzieści lat i żyją samotnie. Łączy ich skomplikowany układ zależności, przywodzący na myśl postacie z powieści „W sieci” Iris Murdoch. Barbara i Myra kochają Gilberta, natomiast Edward żywi gorące uczucia wobec Myry. W opowieści o losach ich „czworokątnej przyjaźni” ważną rolę odgrywa ciotka Gilberta, tytułowa Klara, osoba nieco ekscentryczna, która niedawno zmarła. Pozostawiła siostrzeńcowi imponujący spadek. Gilbert postanawia ofiarować niektóre przedmioty kilku przyjaciołom i w ten sposób rozpętuje prawdziwą burzę.
Ważnym bohaterem jest również Asyż, w którym toczy się akcja znacznej części powieści. Asyż, który według cytowanego w książce Hawthorne'a, wygląda wieczorem jak różaniec przerzucony przez zbocze wzgórza[1]. Żaden z czytanych wcześniej opisów tego miasta nie przemówił do mnie tak silnie jak obrazy nakreślone słowami Hartleya. Pisarz przez kilka lat mieszkał w Wenecji i jego fascynacja Italią i językiem włoskim jest wyczuwalna natychmiast. Niezapomnianym przeżyciem był dla mnie kiedyś spacer po Florencji z „Pokojem z widokiem” E. M. Forstera w ręku. Mam nadzieję, że uda mi się odbyć przechadzkę po Asyżu z egzemplarzem „Biednej Klary”. Ja też chciałabym „wchłonąć w siebie ożywczy wiew tego miasta, światło, powietrze, krzepiący gwar rozmów, wszystko, co jest dowodem wiary w życie”[2].
Bardzo podobało mi się w książce Hartleya to, że czytelnik nie jest prowadzony za rączkę. Autor zostawia nas z kilkoma pytaniami, na które musimy poszukać odpowiedzi sami. Kim był mężczyzna w kaplicy? Czy depesza od Barbary rzeczywiście zginęła? Co tak naprawdę zapowiada ostatnie zdanie powieści? Czy Edward to nielojalny egoista, czy człowiek, który miał prawo walczyć o swoje szczęście, zgodnie z przysłowiem: „w miłości i na wojnie wszystko wolno”? To zaledwie kilka pytań z długiej listy tematów do rozważań. Uwielbiam, kiedy książka nie kończy się we mnie wraz z zamknięciem okładki.
Na klejnocie jest jednak kilka rys. Uprzedzam, że początek „Biednej Klary” raczej zniechęca do dalszej lektury. Przyznaję, miałam ochotę ją przerwać, bo książka dosłownie mnie usypiała. W mętnych refleksjach nie potrafiłam dostrzec głębi. Jednak w pewnym momencie nastąpił przełom. Kiedy Edward wyjeżdża do Włoch, akcja nabiera rumieńców i gwałtownie przyspiesza. Od powieści nie można się wręcz oderwać i tak już jest do samego końca.
Chwilami drażniła mnie też nieskazitelna wytworność bohaterów. Na przykład wkrótce po otrzymaniu wiadomości o śmierci bliskiej osoby Edward popisuje się erudycją: „Myro, może lepiej się poczujesz, gdy „pociecha moralna znajdzie fizyczne wsparcie'', jak powiedział Burke”[3].
Mimo to zachęcam Was do wygrzebania „Biednej Klary” spod stosów książek, o których prawie nikt nie pamięta. Naprawdę warto. Cenię Hartleya przede wszystkim za rzadki talent: umiejętność pisania o zwykłych ludziach i miejscach w taki sposób, że wydają się niezwykłe. A niepokojący nastrój „Biednej Klary” kojarzył mi się trochę z
„The Bookshop” Penelpope Fitzgerald.
__________
[1] L. P. Hartley, „Biedna Klara”, tłum. Maria Skroczyńska, Państwowy Instytut Wydawniczy, 1971, s. 63.
[2] Tamże, s. 105-106.
[3] Tamże, s. 146.
Moja ocena: 4+
 |
L.P. Hartley |