
TĘSKNOTA ZA ŚLEDZIEM,
CZYLI DZIECIŃSTWO TOVE (SIELSKIE, ANIELSKIE)
Recenzja Sygrydy Dumnej zdopingowała mnie do zdobycia "Córki rzeźbiarza" Tove Jansson, twórczyni cyklu książek o Muminkach. Powiem krótko: naprawdę było warto. Ślubuję poskromić swoją miłość do trolli z przyległościami i opowiadając Wam o tej książce kierować się wyłącznie obiektywizmem. Niniejszym obiecuję zmierzyć ją surowym wzrokiem, a nie zerkać spod kokieteryjnej grzywki Panny Migotki.
"Córka rzeźbiarza" to zbiór opowiadań, które powstały na kanwie wspomnień pisarki z dzieciństwa. Sposób obrazowania rzeczywistości i styl wypowiedzi wskazują na to, że narratorką jest dziewczynka, choć książkę napisała dorosła osoba. Nie jest to jednak utwór dla dzieci. Wydaje mi się, że mógłby je znużyć, a scena zabijania chorej mewy wydała mi się dość drastyczna.
Niezwykła osóbka opowiada historie zamieszczone w tym zbiorze. Z jednej strony postrzega świat w sposób typowy dla dzieci: sen miesza się z jawą, marzenia z rzeczywistością, fantazja z faktami: "I wtedy coś zaczęło wchodzić po schodach, było szare i utykało. Nie miało jednej nogi. To był duch nieżyjącej wrony."[1] Pod względem stylistycznym również odnosimy wrażenie, że mamy do czynienia z opowieścią snutą przez dziecko - wskazują na to komunikatywny, dobitny styl i krótkie zdania. Narratorka nie stroni też od typowej dla maluchów zabawy wyrazami: "Eksplozja to ładne słowo, i wielkie. Później nauczyłam się innych, takich do szeptania tylko w samotności. Abstrakcja. Ornamentyka. Profil. Katastrofalny. Elektryczny. Kolonialny."[2]
Z drugiej strony wielokrotnie zaskakuje nas dojrzałość i pesymizm tej dziewczynki: "Życie jest żałobną wyspa i choćby się jak najlepiej żyło i tak trzeba umrzeć i znowu obrócić się w proch!"[3]. Na świat dorosłych patrzy z dystansem, pobłażliwością i lekką ironią: "tylko raz pokazałam mu moje kamienie. Wpadł wtedy w tak przesadny zachwyt, że poczułam się zażenowana. Przesadzał w złym stylu."[4]. Mimo że bywają irytujący, rodzice są dla Tove autorytetem, a tytuł nie pozostawia nam złudzeń, kto okazał się dla niej najważniejszy na świecie. W "Córce rzeźbiarza" znajdujemy jeden z najsympatyczniejszych obrazów ojca w literaturze. Podkreślam, że nie jest to karmelizowany panegiryk - słabości taty są również subtelnie sygnalizowane.
Tak bardzo zachwyca mnie poczucie humoru Tove Jansson, widoczne także w cyklu o Muminkach! Jest osnute zadumą i kryje się w nim maleńkie ziarenko goryczy. Dowodów w "Córce rzeźbiarza" jest wiele. Weźmy na ten przykład koty - "takie tłuste budynie, które tylko spały, albo były piękne i dzikie, i miały tatusia w nosie." [5]. Warto pamiętać również o tym, że "Trzeba być wiernym również wtedy, kiedy się ma mopsa. To jest strasznie trudne."[6]
"Córka rzeźbiarza" wywołała mój zachwyt. Przyczynił się do tego między innymi piękny, poetycko-malarski styl opowieści. A oto przykład: "Port jest morzem niebieskiego śniegu, samotności i nieznośnego świeżego powietrza."[7] Wszystkie opowiadania ze zbiorku przeczytałam z dużym zainteresowaniem. Najbardziej oczarowały mnie jednak trzy: "Albert", "Zwierzęta domowe i paniusie" oraz "Śnieg". Przyjemność sprawiało mi też dopatrywanie się prototypów muminkowych bohaterów wśród ludzi otaczających małą Tove. Najbardziej oczywiste skojarzenia to odrobinę przemądrzały, egocentryczny romantyk - Tatuś:
... i ciepła, uczuciowa, praktyczna Mama:

Książka została zaopatrzona w świetne zdjęcia z rodzinnego archiwum, idealnie współgrające z opisywanymi historiami i nadające im znamiona dokumentu. Fotografie potwierdzają obraz szczęśliwej, artystycznie rozwichrzonej, kochającej się rodziny wyłaniający się z opowieści małej Tove. Zupełnie nie przemawia do mnie natomiast polska okładka zaprojektowana przez tajemniczą "Pracownię". Otóż moje wątpliwości budzi już wybór kolorystyki : opowiadania mają chłodnawy, ascetyczny charakter który ma się nijak do pomarańczowo-oliwkowych, lekko wyblakłych barw, z którymi stapiają się napisy. Zaznaczam, że okładka w rzeczywistości jest jeszcze bardziej mdła i rozmyta niż na zdjęciu powyżej.
W jednym z opowiadań mała Tove stwierdza: "Następnego dnia zawsze się za czymś tęskni, nie bardzo wiedząc za czym. W końcu przychodzi na myśl, że może za śledziem"[8]. Następnego dnia po zakończeniu lektury przyszło mi na myśl, że może jednak nie za śledziem, a za sugestywnie odmalowanym światem dzieciństwa fińskiej pisarki w który zanurzyłam się dzięki "Córce rzeźbiarza", a który wspominam z pastelową nostalgią, jaka nad nim się unosiła.
_____"Córka rzeźbiarza" to zbiór opowiadań, które powstały na kanwie wspomnień pisarki z dzieciństwa. Sposób obrazowania rzeczywistości i styl wypowiedzi wskazują na to, że narratorką jest dziewczynka, choć książkę napisała dorosła osoba. Nie jest to jednak utwór dla dzieci. Wydaje mi się, że mógłby je znużyć, a scena zabijania chorej mewy wydała mi się dość drastyczna.
Niezwykła osóbka opowiada historie zamieszczone w tym zbiorze. Z jednej strony postrzega świat w sposób typowy dla dzieci: sen miesza się z jawą, marzenia z rzeczywistością, fantazja z faktami: "I wtedy coś zaczęło wchodzić po schodach, było szare i utykało. Nie miało jednej nogi. To był duch nieżyjącej wrony."[1] Pod względem stylistycznym również odnosimy wrażenie, że mamy do czynienia z opowieścią snutą przez dziecko - wskazują na to komunikatywny, dobitny styl i krótkie zdania. Narratorka nie stroni też od typowej dla maluchów zabawy wyrazami: "Eksplozja to ładne słowo, i wielkie. Później nauczyłam się innych, takich do szeptania tylko w samotności. Abstrakcja. Ornamentyka. Profil. Katastrofalny. Elektryczny. Kolonialny."[2]
Z drugiej strony wielokrotnie zaskakuje nas dojrzałość i pesymizm tej dziewczynki: "Życie jest żałobną wyspa i choćby się jak najlepiej żyło i tak trzeba umrzeć i znowu obrócić się w proch!"[3]. Na świat dorosłych patrzy z dystansem, pobłażliwością i lekką ironią: "tylko raz pokazałam mu moje kamienie. Wpadł wtedy w tak przesadny zachwyt, że poczułam się zażenowana. Przesadzał w złym stylu."[4]. Mimo że bywają irytujący, rodzice są dla Tove autorytetem, a tytuł nie pozostawia nam złudzeń, kto okazał się dla niej najważniejszy na świecie. W "Córce rzeźbiarza" znajdujemy jeden z najsympatyczniejszych obrazów ojca w literaturze. Podkreślam, że nie jest to karmelizowany panegiryk - słabości taty są również subtelnie sygnalizowane.
Tak bardzo zachwyca mnie poczucie humoru Tove Jansson, widoczne także w cyklu o Muminkach! Jest osnute zadumą i kryje się w nim maleńkie ziarenko goryczy. Dowodów w "Córce rzeźbiarza" jest wiele. Weźmy na ten przykład koty - "takie tłuste budynie, które tylko spały, albo były piękne i dzikie, i miały tatusia w nosie." [5]. Warto pamiętać również o tym, że "Trzeba być wiernym również wtedy, kiedy się ma mopsa. To jest strasznie trudne."[6]
"Córka rzeźbiarza" wywołała mój zachwyt. Przyczynił się do tego między innymi piękny, poetycko-malarski styl opowieści. A oto przykład: "Port jest morzem niebieskiego śniegu, samotności i nieznośnego świeżego powietrza."[7] Wszystkie opowiadania ze zbiorku przeczytałam z dużym zainteresowaniem. Najbardziej oczarowały mnie jednak trzy: "Albert", "Zwierzęta domowe i paniusie" oraz "Śnieg". Przyjemność sprawiało mi też dopatrywanie się prototypów muminkowych bohaterów wśród ludzi otaczających małą Tove. Najbardziej oczywiste skojarzenia to odrobinę przemądrzały, egocentryczny romantyk - Tatuś:
... i ciepła, uczuciowa, praktyczna Mama:

Książka została zaopatrzona w świetne zdjęcia z rodzinnego archiwum, idealnie współgrające z opisywanymi historiami i nadające im znamiona dokumentu. Fotografie potwierdzają obraz szczęśliwej, artystycznie rozwichrzonej, kochającej się rodziny wyłaniający się z opowieści małej Tove. Zupełnie nie przemawia do mnie natomiast polska okładka zaprojektowana przez tajemniczą "Pracownię". Otóż moje wątpliwości budzi już wybór kolorystyki : opowiadania mają chłodnawy, ascetyczny charakter który ma się nijak do pomarańczowo-oliwkowych, lekko wyblakłych barw, z którymi stapiają się napisy. Zaznaczam, że okładka w rzeczywistości jest jeszcze bardziej mdła i rozmyta niż na zdjęciu powyżej.
W jednym z opowiadań mała Tove stwierdza: "Następnego dnia zawsze się za czymś tęskni, nie bardzo wiedząc za czym. W końcu przychodzi na myśl, że może za śledziem"[8]. Następnego dnia po zakończeniu lektury przyszło mi na myśl, że może jednak nie za śledziem, a za sugestywnie odmalowanym światem dzieciństwa fińskiej pisarki w który zanurzyłam się dzięki "Córce rzeźbiarza", a który wspominam z pastelową nostalgią, jaka nad nim się unosiła.
[1] Tove Jansson, "Córka rzeźbiarza", tłum. Teresa Chłapowska, wydawnictwo słowo/obraz terytoria, 1999, s. 152.
[2] Tamże, s. 21.[3] Tamże, s.16.
[4] Tamże, s. 88.
[5] Tamże, s. 109.
[6] Tamże, s. 109.
[7] Tamże, s. 15.
[8] Tamże, s. 36.
Moja ocena: 5
Książka przeczytana w ramach Wyzwania "Kraje nordyckie".