Dom bardzo zły
Pisanie
o książce pod tytułem „Sierpniowy
żar”, kiedy za oknem śnieg, mróz i zawierucha, zakrawa na przewrotny
żart, ale tak mi się jakoś dziś zebrało na opowieści o ubiegłorocznych
wakacyjnych lekturach.
„Sierpniowy żar” to moje drugie
spotkanie z komisarzem Montalbanem. Już wielokrotnie podkreślałam jego wyższość nad
komisarzem Brunettim z kryminalnego cyklu Donny Leon, bo „Złodzieja kanapek” Andrei Camilleriego
wspominam z sentymentem. Autor miał u mnie kredyt zaufania, który tym
razem z każdą stroną pomaleńku topniał niczym asfalt w promieniach
sycylijskiego słońca i niestety skończył się drobnym przekroczeniem
debetu.
Jak zwykle komisarz
Montalbano pracowicie rozsupłuje intrygę kryminalną w Vigacie
(miasteczko zupełnie fikcyjne) i okolicach. Wszystkie drogi prowadzą nie do Rzymu, a do pozornie zwyczajnej wilii
nad morzem. Oczywiście rzeczony dom kryje mroczne tajemnice, a poza tym
spadają na niego plagi typu
karaluchy, myszy, pająki i inne atrakcje:
„— To jest chyba dom przeklęty! — upierała się Laura z błyszczącymi oczami, jakby miała gorączkę.— Lauro, zastanów się, nie wmawiaj sobie takich głupstw. Rozumiem, że jesteś zdenerwowana, ale...— Przyznam ci się, że nawet zaczęłam sobie przypominać te rozmaite filmy o przeklętych domach albo o domach, gdzie zagnieździły się piekielne zjawy.— To przecież tylko wymyślne fantazje!— Przekonasz się, że miałam rację.”[1]
Dodam jeszcze, że ważną rolę w tej historii odegrają też rezolutny trzylatek Bruno oraz kot. To jeszcze nie wszystko! Tym razem Salvo Montalbano walczy nie tylko z przestępcami i ogólną degrengoladą, ale
również ze sobą, a konkretnie z klasycznymi objawami kryzysu wieku średniego, które
zaowocowały między innymi płomiennym romansem. I zaznaczam, że nie chodzi o ożywienie znajomości z chimeryczną Liwią.
W
„Sierpniowym
żarze” Camilleri z wirtuozerią odmalował leniwą atmosferę włoskiego
lata, obezwładniający skwar w sycylijskim miasteczku, senną spiekotę.
Opisy upału są tak naturalistyczne, że chwilami naprawdę robiło mi się
duszno. Przykuwający uwagę koloryt lokalny to specjalność autora książek
o Montalbanie. Sympatyczne są chociażby wątki kulinarne. Szkoda, że
niezbyt liczne. Na marginesie dodam, że
jestem fanką opryskliwej gosposi komisarza:
„Adelina przyrządziła mu pappanozzę. Cebula i ziemniaki długo gotowane, wyłożone na duży talerz i rozgniecione widelcem na jednolitą masę. Do przyprawienia: oliwa, nieco octu winnego, sól i czarny pieprz świeżo zmielony.”[2]„Nakrył na werandzie. Zaniósł na stół oliwki, świeże figi, kapary, owczy ser i sześć miseczek, jedną z anchois, jedną z kalmarami, jedną z ośmiorniczkami, jedną z mątwą, jedną z tuńczykiem i jedną z morskimi ślimakami. Każde z dań było przyprawione inaczej. A w lodówce prócz tego stało jeszcze wiele innych przysmaków.”[3]
Dopracowany
w detalach obraz Włoch w powieściach Camilleriego nie trąci
sztucznością, a taki właśnie problem mam z
książkami Amerykanki, Donny Leon. Autorka cyklu o komisarzu
Brunettim od wielu lat konsekwentnie nie wyraża zgody na tłumaczenie
swoich powieści na język włoski, choć znane są na całym świecie, również
w Polsce. Dziwne, prawda? Oficjalny powód, który pisarka podaje na
przykład tu i
tu, to chęć uniknięcia sławy, ale może kryje się też za tym również obawa,
że rodowici mieszkańcy Italii w jej książkach wyczują obcość i fałszywe nuty.
Melancholijne rozterki Salva Montalbana w „Sierpniowym
żarze” nie pozwoliły Camilleriemu na liczniejsze przebłyski ironicznego humoru,
który tak mi się podobał w „Złodzieju kanapek”. Oprócz miłosnych niepokojów okrutnie targających komisarzem pojawiają się
też gorzkie obserwacje socjologiczne na temat Włoch:
„Montalbana ogarnęło przygnębienie. Czy to się nigdy nie zmieni? Szlag by to trafił, że też ciągle trzeba mieć do czynienia z podejrzanymi koneksjami, powiązania mafii z polityką, mafii z biznesem, polityki z bankami, praniem brudnych pieniędzy i lichwą...
Co za obsceniczny balet! Co za dżungla korupcji, oszustw, intryg, niegodziwości, karierowiczostwa! Wyobraził sobie taki dialog:
— Uważaj na każdym kroku, ponieważ X to człowiek posła Y, a zięć K jest człowiekiem szefa mafii Z i pozostaje w zażyłych stosunkach z posłem H.
— Przecież poseł H jest w opozycji!
— Owszem, jest, ale co to zmienia?”[4]
Stereotypowo
i mało odkrywczo? No, niestety. Poza tym takie oskarżenia w powieści
lżejszego kalibru trochę przypominają strzelanie do słonia z procy.
Wbrew tytułowi i mimo sycylijskiego, upalnego entourage’u „Sierpniowy żar” to chłodna, pesymistyczna opowieść w stylu demaskatorskich kryminałów skandynawskich, o których Camilleri zresztą wspomina w powieści z nutką zazdrości. Nietrudno rozszyfrować, że wzmiankowane szwedzkie małżeństwo to Maj Sjöwall i Per Wahlöö. I tu się właśnie zaczynają schody bo wydaje mi się, że demaskatorska, interwencyjna formuła nie jest do końca bliska autorowi cyklu o Montalbanie..
Wbrew tytułowi i mimo sycylijskiego, upalnego entourage’u „Sierpniowy żar” to chłodna, pesymistyczna opowieść w stylu demaskatorskich kryminałów skandynawskich, o których Camilleri zresztą wspomina w powieści z nutką zazdrości. Nietrudno rozszyfrować, że wzmiankowane szwedzkie małżeństwo to Maj Sjöwall i Per Wahlöö. I tu się właśnie zaczynają schody bo wydaje mi się, że demaskatorska, interwencyjna formuła nie jest do końca bliska autorowi cyklu o Montalbanie..
Nie
przypadła mi też do gustu
teatralna tonacja sceny finałowej powieści, natomiast podoba mi się to,
co cenię w kryminałach, a mianowicie autor „Sierpniowego żaru” zmyślnie z
nas zakpił, bo pod koniec na czytelnika czeka spora niespodzianka.
Czytelników, którzy podobnie jak ja
uczą się języka włoskiego i są na poziomie hmmm… niezbyt zaawansowanym,
uprzedzam, że włoski serial o komisarzu Montalbanie w wersji oryginalnej nie jest łatwy w odbiorze. Miałam okazję obejrzeć dwa odcinki w
czasie wakacyjnego wyjazdu. Nie wiem, czy to kwestia sycylijskiego
akcentu, czy problem leżał w moim letnim rozleniwieniu i rozkojarzeniu.
Serial mnie nie zachwycił. Wyraźnie postawiono na wartką akcję, nie na
obyczajowe smaczki, a filmowy Montalbano pozbawiony jest
leniwego wdzięku literackiego pierwowzoru.
_______
[1] Andrea Camilleri, Sierpniowy żar,
tłum. Stanisław Kasprzysiak, Noir sur Blanc, 2012, s. 21.
[2] Tamże, s. 120.
[3] Tamże, s. 254.
[4] Tamże, s. 117.Moja ocena: 3,5
![]() |
Andrea Camilleri. [Źródło] |
Mnie nie porwał bodajże Kształt wody, więc nie męczyłem się z kontynuowaniem znajomości. Za to zauważam u siebie rosnącą chęć na kryminał, po latach wstrętu. No ale na Camilleriego raczej nie padnie :)
OdpowiedzUsuń"Złodziej kanapek" naprawdę mi się podobał, taki lekki kryminał z obyczajowymi smaczkami na pierwszym planie. Ostatnio jakoś szczególnie mnie też nie ciągnie do kryminałów, chyba mam przesyt, ale kilka przeczytanych czeka w kolejce do opisania. :)
UsuńJa na razie czekam aż mi wzrośnie chętka, bo mam na oku nową Rowling i Zbrodnię w błękicie Kwiatkowskiej. Za to po uszy ugrzęzłem w Hrabim Monte Christo i pochłaniam nieprzytomnie, niemal jak Dziadek Żak :)
UsuńKukułkę? Właśnie ostatnio zdziwiłam się, że Rowling podobno miała nie zdradzać, że jest autorką i te publiczne obwieszczenia ponoć wyłącznie z powodu przecieku.
UsuńA propos Dumasa ja mam w bliskich planach biografię jego ojca ("Czarny hrabia" Toma Reissa), o której niedawno pisała Beata (Słowem malowane), ale mam wersję angielską i trochę się obawiam wysiłku, bo dopadło mnie teraz feryjne rozleniwienie, choć podobno czyta się naprawdę świetnie. W "Hrabim..." Dumasa są ponoć liczne wątki z ekscytującej biografii taty.
Kukułkę :) Miała nie ogłaszać, ale skoro się nie sprzedawała pod pseudonimem, to jakoś trzeba było ruszyć publiczność. Przeciek na bank był kontrolowany :D
UsuńStarszy pan Dumas miał ciekawe przygody w czasach napoleońskich, ale zupełnie nie wiem, jak to się przekłada na Hrabiego:) W każdym razie chwilowo chłonę i mam nadzieję, że dalej akcja nie siądzie, bo mam takie mgliste wrażenie z młodości.
Też mi się ten niby przypadkowy przeciek wydał podejrzany. :)
UsuńZnając Dumasa, akcja do samego końca Cię nie rozczaruje. Trochę gorzej może być z psychologią postaci, ale nie wyprzedzajmy wypadków. :) Właśnie ostatnio zastanawiałam się nad prawie całkowitym zanikiem popularności jego książek, kiedyś był szał.
Och, koło psychologii to nawet nie leżało i w sumie dobrze, od razu wiadomo kto dobry, kto zły i można się skupić na zwrotach akcji:) Panowie przystojni i szlachetni albo przystojni i nieszlachetni, panny piękne i wierne albo piękne i niewierne:D
UsuńDla Dumasa jest tyle alternatyw, że stracił atrakcyjność.
W powieści przygodowej są inne priorytety, więc nie ma co się czepiać psychologii. :) Np. u Verne'a też nie było z nią zbyt dobrze.
UsuńAlternatyw rzeczywiście sporo, ale w bibliotekach półki uginają się pod Dumasem i widać po tych książkach, że były wypożyczane wielokrotnie, więc zastanawiam się, czym Dumas podpadł współczesnym czytelnikom. :)
Zginął w tłumie, teraz okładki bardziej kolorowe, a papier lepszy. Ja mam za to w planach Trzech muszkieterów po raz kolejny i kilka nieznanych powieści Dumasa. Żeby nie był taki całkiem zapomniany :)
UsuńNo tak, te jego poprzednie okładki były dość siermiężne, a na nowe się nie zanosi. "Trzech muszkieterów" uwielbiam, mój egzemplarz jest zaczytany na śmierć. :) Twoim planom będę kibicować. Zrobię rekonesans u rodziców, chyba coś jeszcze Dumasa powinno się znaleźć.
UsuńWzorem Dziadka Żaka mam rosnącą ochotę na "Naszyjnik królowej", muszę zerknąć w bibliotece.
UsuńNa pewno będzie, Dumas jest w bibliotekach na kilogramy. Właśnie wyczytałam, że to drugi tom cyklu "Pamiętniki lekarza ". :)
UsuńW tego cyklu mam czterotomowego "Józefa Balsamo", trochę mnie objętość przeraża :)
UsuńA cały cykl liczy pięć części, zapewne też wielotomowe, więc trochę tego jest, akurat na długie zimowe wieczory. :)
UsuńWszystkie są wielotomowe, ale widzę, że pierwszy tom mam i mogę zaczynać :)
UsuńTo niezapomnianych wrażeń! "Losy tajemniczego alchemika, jasnowidza, lekarza cudotwórcy" na pierwszy rzut oka zapowiadają się owszem, owszem.
UsuńAle w czterech tomach i to na dodatek rozpadających się od samego patrzenia? Nie wiem, czy szybko zaryzykuję :P
UsuńPo "Hrabim..." chyba dobrze byłoby zastosować czytelniczy płodozmian, a rozsypujący się Józef bez szemrania poczeka na swoje pięć minut. :)
UsuńOczywiście, że płodozmian, nie można się stale tarzać w awanturniczych powieściach. Józef czeka już ze 20 lat, to jeszcze poczeka.
UsuńBiedny, poczciwy Józef! Jeszcze z radości rozsypie się w proszek, jak już go zaczniesz czytać, więc tylko bez gwałtownych ruchów! :)
UsuńCzytanie Monte Christo zacząłem od sklejenia na nowo pierwszego tomu. nic mi nie straszne.
UsuńA masz takie wydanie w serii Z Klepsydrą? Bardzo ją lubię.
UsuńTo pójdziesz za ciosem i Józefowi zrobisz lifting przy okazji. :)
Z klepsydrą, niestety ze schyłkowych czasów, kiedy klejono te tomiszcza jakimś haniebnym lepiszczem, które pęka przy każdym otwarciu książki.
UsuńNieciekawie, tym bardziej, że tomiszcza w tej serii zwykle były naprawdę grube. Właśnie poleciałam wyłuskać z hałdy "Casanovę" Kestena i jest właśnie taki - pełne otwarcie książki skończyłoby się jej podziałem na kawałki. :( Ale tak ładnie pachnie starym papierem.:P
UsuńJózefa wolę nie wąchać, mógłby się rozpaść od podmuchu :P
UsuńGorzej by było, gdyby nastąpiło zachłyśnięcie szczątkami Józefa podczas tego obwąchiwania, więc lepiej niech sobie spokojnie nadal leżakuje. :)
UsuńOdkurzę go tylko, bidulka, przy jakiejś okazji, bo może od kurzu też zechce się rozpaść :P
UsuńE tam, jako tajemniczy alchemik, jasnowidz, lekarz cudotwórca Józef bez problemu poradzi sobie z kilkoma drobinami kurzu. :)
UsuńWynajdzie jakąś pigułki na alergię :P
UsuńEwentualnie zahipnotyzuje te drobiny. :)
UsuńMoże i nie brzmi to na kryminał wszechczasów, ale trochę takiego sycylijskiego żaru bym sobie teraz na Podlasie sprowadziła ;)
OdpowiedzUsuńU nas też przydałoby się parę promyczków i mimo mafijnych macek chętnie przeniosłabym się na parę dni do Vigaty. :)
UsuńJa siedzę i oglądam zdjęcia z wakacji, pocieszajac się, że lato jednak kiedyś wróci...
UsuńWróci, wróci. Jeszcze tylko drobne 5 miesięcy. :) Ważne jest to, że już ociupinkę wydłuża się dzień, bo pobudki w egipskich ciemnościach to dla mnie horror. :(
Usuńa mnie się podobała ta atmosfera włoskiego lata odmalowana w książce, no ale może dlatego, że czytałam latem właśnie:))
OdpowiedzUsuńMnie się też to lato niezwykle podobało, atmosfera jest odmalowana świetnie, ale ogólnie moim zdaniem książka trochę szwankuje w porównaniu ze "Złodziejem kanapek". A "Sierpniowy żar" czytałam pod koniec lipca. :)
UsuńNie byłabym sobą, gdybym nie zapytała: czy w "Złodzieju kanapek" dużo jedzą?:) Wątki kulinarne mogłyby mnie chyba skłonić do zapoczątkowania znajomości z AC.
OdpowiedzUsuńU Camilleriego z jedzeniem dość skąpo, bo komisarz Montalbano zwykle prowadzi niehigieniczny tryb życia, ale i tak jego posiłki działają na wyobraźnię. :) U Donny Leon więcej kulinariów. Jest nawet książka kucharska: "Szczypta Wenecji czyli Ulubione dania komisarza Brunettiego". :)
UsuńW takim razie może zacznę od Donny.;) dzięki!
UsuńPaństwo Brunetti mieszkają w Wenecji, więc w ich diecie zapewne królują owoce morza. :)
UsuńPiszesz o nim tak ciekawie, że chyba się skuszę :-). Fragment kulinarny rozbudził mój apetyt ;-). Kiedyś zaznajomiłam się z Brunettim, ale już przy drugiej książce trafiłam na tak traumatyczną historię, że zniechęciłam się do włoskich kryminałów (a to pułapka - wcale nie był włoski!). Montalbano dostanie ode mnie szansę :-)
OdpowiedzUsuńLiczę na to, że komisarz Montalbano zyska kolejną fankę. :) Cykl w wersji polskiej w tej chwili składa się z 12 powieści i 2 zbiorów opowiadań, więc jest w czym wybierać i mam nadzieję, że coś Ci się spodoba.
UsuńCzytałam 2 książki Donny Leon: "Cicho, we śnie" i "Zgubne środki". Szczególnie traumatycznie nie było, ale coś mi w tych powieściach zgrzytało. Tak dotkliwie, że po kolejne nie sięgnęłam. Teraz widziałam we włoskich zapowiedziach nową ksiązkę o Brunettim, w której ważną rolę będą odgrywać książki, więc może odświeżę znajomość. :)
Zastanawiałam się kiedyś nad Camilleri zwłaszcza, że jest wydana w poręcznej na podróże niemal kieszonkowej serii. Nie wiedziałam jednak wtedy od której zacząć. Teraz mam problem rozwiązany ;)
OdpowiedzUsuńTo prawda, seria jest bardzo udana, choć to poprzednie, podłużne wydanie też miało sporo uroku. Gdybyś jednak kiedyś poczuła chęć nawiązania kontaktu z komisarzem Montalbanem, proponuję porządek chronologiczny, bo w kryminalne fabuły wplecione są osobiste losy Salva, ze szczególnym uwzględnieniem życia uczuciowego. :)
UsuńO tak, dzień dłuższy choćby odrobinę to wielkie dobro! Byle do wiosny :)
OdpowiedzUsuńDzisiejszy dzień był dłuższy od najkrótszego w roku już o całe 47 minut, jest coraz lepiej. :) A do wiosny to już całkiem bliziutko, tylko 2 miesiące. :)
UsuńNie dziwię się wyborowi lektury jako rekompensatę na pogodę za oknem... Osobiście mam coraz większą ochotę na "Ofiarę Polikseny" Guzowskiej, też w spiekocie...
OdpowiedzUsuńMój wybór lektury chyba na zasadzie kontrastu. :) O ile dobrze pamiętam, "Ofiara Polikseny" otrzymała jakąś nagrodę, więc chyba warto.
UsuńCzytywałam Camilieri, ale juz mi się nie chce. Może za kilka lat.
OdpowiedzUsuńBtw - podziwiam, że tak systematycznei opisujesz te ksiązki nie omijając słabszych.
Z systematycznością raczej nie jest dobrze, bo teraz piszę o książkach przeczytanych w lecie. :)
UsuńCytat kulinarny przyprawił mnie o ślinotok, pomimo, że ośmiorniczki ani mątwy nie należą do zbioru moich ulubionych przysmaków :) Jeszcze bardziej przemawia do mnie atmosfera leniwego, włoskiego lata a "sierpniowy" tytuł skojarzył mi się tak pozytywnie, że gdybym miała książkę pod ręką, rzuciłabym się na nią, pomimo, że kryminały czytuję baaardzo rzadko :)
OdpowiedzUsuńMimo niedociągnięć jest w tej książce skumulowane upalne lato, więc na chłodniejsze dni lektura jak w sam raz. :)
UsuńDegustacja ośmiorniczek i mątw w moim przypadku wręcz nie wchodzi w grę, ale myśli o wzmiankowanej pappanozzy są dość natrętne. :) A przed chwilą tutaj i tutaj znalazłam dowody na to, że Camilleri rozpalił nie tylko moją wyobraźnię, więc czuję się rozgrzeszona. :)
Pappanozza jest troche mało fotogeniczna i zastanawiam się, jak to możliwe, że w sierpniowym żarze Montalbano miał ochotę na konsumpcję ziemniaków z cebulą i oliwą... Jednak sama nazwa potrawy brzmi bardzo poetycko :)
UsuńOn prowadził dość aktywny tryb życia, mimo tego upału, więc stąd może pociąg do kalorycznych dań. :) Nazwa ciekawa, ale i samo danie wydaje mi się niezłe, zwłaszcza na zimowe, mroźne popołudnia. :)
Usuńprzede wszystkim ucieszyło mnie, ze po przesycie kryminałami mówicie, że może powrócić chęć, coby znaczyło, że mam jeszcze szansę na kilka kryminałów. Poza tym piszecie, że w bibliotekach pełno Dumasa-co mnie dziwi, bo w mojej poza hrabią, którego całkiem niedawno sobie odświeżylam tylko muszkieterowie i królowa Margot.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że można, a w każdym razie jestem żywym dowodem, bo wczoraj po długiej posusze zaopatrzyłam się w kryminał. :) Moje wspomnienia biblioteczne sięgają ze 2 lata wstecz, bo wtedy zawiesiłam konta i postanowiłam korzystać z własnych zapasów. Pamiętam całe półki lekko poobgryzanego zębem czasu Dumasa. :) Królowała właśnie seria Z Klepsydrą.
UsuńMoje korzystanie z biblioteki jest naprzemienne, najpierw przez pół roku wypożyczam i czytam, potem przez kolejne pół pomstując na zaległości na własnych półkach robię sobie przerwę w wypożyczaniu i czytam zaległości :) a potem od nowa wracam do biblioteki skuszona kolejną recenzją na blogu tudzież podróżniczym skojarzeniem (aktualnie wypożyczony Dziennik Anny Frank, Srebrzynek i ja oraz Mniej niż ktoś Brodskiego).
UsuńDawno, dawno temu (tak dawno, że nie pamiętam dokładnie kiedy) kupiłam sobie za z trudem wówczas ciułane grosiki dwa kryminały wydane przez Noir sur Blanc (w wersji podłużnej): jeden Donny Leon, a drugi Camillerego. Tytułów nie pamiętam, a teraz nie sprawdzę, bo stoją gdzieś w ostatnim rzędzie, tak bardzo mi się (oba) nie podobały. W zasadzie nie wiem dlaczego, pamiętam tylko że Donna Leon była okropnie nudna, a Camilleri pozostawił mnie doskonale obojętną:( W zasadzie mogłabym sprawdzić, czy coś mi się zmieniło po latach, ale zdaje się że Twój, dość powściągliwy gdy idzie o pozytywne emocje, post nie jest Tym Właściwym impulsem:)
OdpowiedzUsuńMnie się ta seria podłużna kojarzy jeszcze z pechowym zakupem książkowym w Krakowie kilka lat temu - kupiłam sobie właśnie Camilleriego do czytania w pociągu i kiedy zasiadłam błogo w przedziale, okazało się, że co druga strona jest pusta. :( Zwykle przeglądam książki przed zakupem, ale tym razem bardzo się spieszyłam, i stąd niemiła niespodzianka.
UsuńMnie się w tych włoskich i parawłoskich kryminałach podobają lokalne realia i specyficzne poczucie humoru, ale na pewno nie są to wybitne powieści sensacyjne. :(
Właśnie sprawdziłam w spisie przeczytanych, bo coś mi się jednak to nazwisko kojarzyło, jakoś nieprzyjemnie. Andrea Camillieri przeczytałam Kolor słońca- rzecz o Carravaggio, tak mnie znudziła, że byłam zła na siebie, że poświęciłam jej całe dwa popołudnia. Natomiast Donny Leon wysłuchałam Ukryte piękno, wrażenia średnie i dość ulotne (trochę włoskiego klimatu). Może to jednak znak, że kryminały i ja nie bardzo do siebie pasujemy. Choć szczerze mówiąc tego Camielleriego nie odebrałam jako kryminał.
UsuńJeśli książka o sztuce Ciebie znudziła, musiało być naprawdę kiepsko, bo wiem, że to tematyka bliska Twojemu sercu. Widzę, że użytkownicy Biblionetki też nie wpadli w szał zachwytu. Zapamiętam, że jeśli Camilleri, to jednak trzeba trzymać się komisarza Montalbana. :) Moje wrażenia na temat Donny Leon bardzo ociepliła Koczowniczka wzmianką o literackich pasjach pani Brunetti, więc nie wykluczam kontynuacji znajomości. :)
UsuńA ja tam lubię Donnę Leon. Prawie nic mi w jej książkach "nie zgrzyta", jedyne, na co narzekam, to zbyt duża ilość wątków politycznych. Leon ukazuje korupcję w policji i urzędach, a to na pewno Włochom się nie podoba. W jej książkach akcja toczy się wolno, nie ma efektownych zwrotów akcji i pościgów, pokazana jest zwyczajna, mozolna praca policjanta.
OdpowiedzUsuńChciałabym też zwrócić uwagę na to, że w książkach Donny Leon obecne są nie tylko wątki kulinarne, ale też czytelnicze. Żona Brunettiego ciągle czyta książki - H.Jamesa, E.Wharton, pilnuje też, by mąż nie czytał brukowej prasy :)
Wątki polityczne we włoskich kryminałach to niestety chyba standard. Z jednej strony to na pewno potwierdzenie nieciekawej sytuacji, ale z drugiej wydaje mi się, że poza takimi powierzchownymi utyskiwaniami tak naprawdę nic z tego nie wynika.
UsuńNie przepadam za kryminałami, w których akcent pada na szokującą akcję, wolę takie rozbudowane psychologicznie i obyczajowo, a najbardziej takie z przymrużeniem oka, więc teoretycznie Leon i Camilleri powinni mi odpowiadać, ale czegoś mi w ich książkach brakuje.
Dziękuję Ci za wzmiankę o wątkach literackich! W dwóch powieściach Leon, które czytałam, musiały wystąpić w wersji szczątkowej, bo nie zwróciłam na nie uwagi, ale w takim razie na jej nowość z książkami w roli głównej będę czyhać! :)
no i znowu sie czegos nauczylam - ze filmowy montalbano mial swój ksiazkowy pierwowzór! no popatrze; w ksiazce malo jedzenia, a ma filmie caly czas cos wcinaja! pojawia sie tez tajemnicza szwedka, ingrid. nota bene o glowe od montalbano wyzsza (na filmie, rzecz jasna).
OdpowiedzUsuńdla mnie jezykowo byl wielece przydatny - podczas jakiegos sezonu odcinkowego spotykalam czasami wloskiego wspólpracownika, kt byl zachwycony naszymi dialogami - zaczerpnietymi wlasnie z komisarzam! to bylo:; bon giorno! va bene? - akcent byl podobno TEN ;-)
O, właśnie po długiej przerwie wróciłam do blogowania i zaczęłam od "Sierpniowego żaru", też przeczytanego latem... A teraz nadrabiam zaległości u Ciebie, i taka niespodzianka. :D Tyle że mnie się książka bardziej podobała, zwłaszcza zaskakująca końcówka. Ale co tu kryć, mnie się Camilleri zawsze podoba, bo po prostu uwielbiam Montalbana. ;)
OdpowiedzUsuńOjej, dopiero teraz zauważyłam, że to recenzja z zeszłego stycznia, nie z tego. :/
OdpowiedzUsuńbonus hunter merapat ke poker online terpercaya
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń