Magnetyzm wieszcza
Często nasza wiedza o polskich pisarzach sprowadza się do tego, że "X wielkim poetą był/nie był" (niepotrzebne skreślić). Warto od czasu do czasu przypomnieć sobie, że pod suchymi notkami biograficznymi kryją się żywi ludzie.
Lubimy uproszczenia. Adam Mickiewicz? Na Ajudahu skałę! Julian Ursyn Niemcewicz? Do zaziewania jeden krok! Juliusz Słowacki? Kołnierzyk i toksyczny związek z matką! Przykłady można mnożyć. Wydaje mi się, że stereotypami wyrządzamy krzywdę nie literatom, bo mieszkańcy Parnasu są i tak już nietykalni, ale przede wszystkim sobie.
Opublikowana w roku 1964 książka "Parnas polski we wspomnieniu i anegdocie: Od Niemcewicza do Wyspiańskiego" w opracowaniu Haliny Przewoskiej, odkryta przeze mnie przypadkiem w maju, kupiona za grosze i przeczytana z wielką przyjemnością, pomaga nawiązać z wieszczami nić sympatii.
Autorka antologii postawiła przed sobą następujący cel: Ukazać, choćby tylko w lapidarnym skrócie, żywy obraz naszych wielkich antenatów, którzy swą twórczością pisarską wpłynęli na kształtowanie się uczuciowości, wrażliwości, upodobań, nawet poglądów wielu pokoleń.[1] "Parnas polski" to wybór fragmentów pamiętników, dzienników, wspomnień, listów, książek poświęconych znanym pisarzom. Obok zabawnych anegdot znajdziemy fragmenty wzruszające. Książka została podzielona na rozdziały, a każdy z nich poświęcono innemu twórcy. Lista nazwisk jest imponująca:
- Julian Ursyn Niemcewicz
- Antoni Malczewski
- Aleksander Fredro
- Adam Mickiewicz
- Juliusz Słowacki
- Zygmunt Krasiński
- Józef Ignacy Kraszewski ♥
- Eliza Orzeszkowa
- Bolesław Prus
- Henryk Sienkiewicz
- Gabriela Zapolska
- Jan Kasprowicz
- Stefan Żeromski
- Kazimierz Przerwa-Tetmajer
- Władysław St. Reymont
- Stanisław Wyspiański
To onieśmielający, monumentalny wręcz zestaw, ale zapewniam, że książkę czyta się z radością. Zamiast streszczać anegdoty, co byłoby niehumanitarne wobec osób, które być może sięgną po tę książkę, a szczerze do tego zachęcam, podzielę się spostrzeżeniami natury ogólnej.
Celebryci
W wielu zacytowanych relacjach daje się zauważyć, że kiedyś pisarze oprócz szacunku i podziwu budzili nieco histeryczne zainteresowanie, porównywalne z sensacją, jaką wywołują współcześni bohaterowie tabloidów. Rzecz jasna Eliza Orzeszkowa nie była odpowiednikiem Paris Hilton, ale wówczas życie prywatne literatów, ich wygląd i ubiór były szeroko komentowane.
Pisarze stanowili obiekt westchnień i kobiety masowo się w nich podkochiwały, popełniając liczne szaleństwa. Niedawno
Iza pisała o fankach molestujących Sienkiewicza. Nie tylko on miał rzeszę wielbicielek. Jedna z anegdot opowiada o pannie z Humańszczyzny, która po przeczytaniu książek pewnego autora zapałała do niego miłością tak silną, że
wzięła przed siebie postanowienie za mąż nie wychodzić i wychowaniu sierot ubogich się poświęcić, bo
tak się w X rozczytała, że się w nim rozkochała[2]. Proszę, zgadnijcie, o którego pisarza chodzi? :)
Czasami sympatia czytelników wyrażana była w sposób bardziej pragmatyczny. Na przykład Henryk Sienkiewicz otrzymał przesyłkę pieniężną na piętnaście tysięcy rubli wraz z kartką ze słowami "Michał Wołodyjowski - Henrykowi Sienkiewiczowi".[3]
Spotkanie
W kilku relacjach pojawiają się wrażenia z pierwszego spotkania zwykłego śmiertelnika z ukochanym pisarzem. Czasem kończyło się to gorzkim rozczarowaniem, jak w przypadku Sabiny z Gostkowskich Grzegorzewskiej: ideał sięgnął bruku z wielkim hukiem! Nie wiem dlaczego, wystawiałam go sobie w imaginacji mojej nierównie młodszym, smętnym, ze łzą w oku i głosie, w ubraniu zaniedbanym, o długich, bladych rysach, a tu widzę przed sobą starca za ósmym goniącego krzyżykiem, lubiącego wygódki życia, światowca przepadającego za wszystkimi życia przyjemnostkami.[4]
Prawda
Bywa z nią różnie. Na pewno twórcy anegdot i relacji pamiętnikarskich mają skłonność do przejaskrawiania i wyolbrzymiania. Nigdy nie dowiemy się, czy naprawdę akuszerka przecięła Mickiewiczowi pępowinę na książce, by "Adama przeznaczyć na rozumnego"[5]. Jednak już sama próba wyobrażenia sobie wieszcza w roli łkającego bobasa jest sporym, lecz sympatycznym wyzwaniem dla wyobraźni.
Kronika wypadków miłosnych
Zastanawiam się, czy wtedy doba naprawdę liczyła dwadzieścia cztery godziny? Kiedy literaci tworzyli swoje dzieła, skoro tak wiele czasu poświęcali rozlicznym romansom? Dotyczy to prawie wszystkich bohaterów tej książki. Również takich, których bym raczej o to nie podejrzewała, na przykład Niemcewicza - podobno został popsuty owacjami świata, a szczególnie kobiet[6].
Chyba najbardziej ekscytujący przykład to Antoni Malczewski. Nie pamiętałam, jak barwne było jego życie. Może gdyby kolory były nieco bledsze, zostawiłby po sobie bogatszy dorobek literacki. Kochał się wiecznie, a wszystkie kobiety szalały za nim[7]. Trudno się dziwić! Piękny jak anioł, blondyn szafirowych oczu, śmiało w górę podniesionego czoła, zawsze uprzejmy, słodki, swawolny.[8]
Szczególnie polecam Waszej uwadze fragmenty poświęcone pani R. (Zofii Marii Rucińskiej), która prześladowała Antoniego swą miłością niczym Glenn Close Michaela Douglasa w "Fatalnym zauroczeniu". Do tego stopnia, że musiał przed nią rejterować i chować się w lesie. Już mu sił, zdrowia i ochoty zabrakło, ciągle ją magnetyzując, gdyż poświecił jakiś czas, aby ulżyć zdrowiu pani R., która będąc długo cierpiącą a magnetyzm ją orzeźwiał. I dziwnego pociągu przez ten wpływ magnetyczny nabrała do pana Malczewskiego, tak że stał się prawie niewolnikiem jej wymagań. [9] Finału burzliwego romansu nie zdradzę, ale zapewniam, że warto tę magnetyczną historię przeczytać do końca. Dziwię się, że żaden polski powieściopisarz ani scenarzysta chyba jeszcze się nią nie zainteresował.
Duże wrażenie zrobił na mnie również piękny list Zygmunta Krasińskiego napisany do Adama Sołtana po rozstaniu z Joanną z Morzkowskich Bóbr-Piotrowiecką. [10]
Liczba tekstów źródłowych wykorzystanych w antologii jest imponująca. Najlepiej czytało mi się fragmenty krótsze i pochodzące z autentycznych dzienników, pamiętników i listów. Wkład pracy pań przygotowujących tom do druku (opracowanie: Halina Przewoska, redakcja: Zofia Lewinówna) był ogromny. Książka zaopatrzona jest w przypisy i Komentarz liczący 79 stron drobniutkim drukiem! Oprócz biogramów znajdziemy tam między innymi wiele informacji o postaciach, które się we wspomnieniach pojawiają epizodycznie, a również na temat opisywanych wydarzeń i miejsc.
Okładka i strona tytułowa stylizowane są na wydawnictwo dziewiętnastowieczne, co okazało się trafnym pomysłem. Ozdobą "Parnasu polskiego" są też wdzięczne ilustracje K. M. Sopoćko. Każdy rozdział rozpoczyna się portretem pisarza.
Jestem zdumiona, że "Parnasu polskiego" do dziś nie było w Biblionetce. Zastanawiam się, dlaczego tak wartościowa, a jednocześnie przyjemna w odbiorze antologia została kompletnie zapomniana przez czytelników?
Sięgając po tę książkę, przygotujcie się na niespodzianki. Pisarz, którego darzyliście czcią, może Was rozśmieszyć lub zirytować. Z kolei chronicznie niecierpiany literat może wkraść się w Wasze łaski. Lecz jakakolwiek czeka nas niespodzianka, każda z nich przydaje powoli portretowi barw, uplastycznia go, uwalnia z brązowych czy złotych ram - ożywia.[11]
Czy wiedza o tym, że Bolesław Prus po zakupieniu pierwszej maszyny do pisania z radości wystukiwał na niej listy do żony z prośbą o czysty kołnierzyk lub chusteczkę[12], w rewolucyjny sposób zmieni naszą interpretację "Lalki" lub "Faraona"? Wątpię. Być może jednak sprawi, że po kolejną powieść tego autora sięgniemy z tkliwością i serdecznym uśmiechem.
P.S.
O portrecie Kraszewskiego z przyczyn wiadomych planuję napisać oddzielnie. :)
_____________
[1] "Parnas polski we wspomnieniu i anegdocie: Od Niemcewicza do Wyspiańskiego", opracowała Halina Przewoska, Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich, 1964, s. 5.
[2] Tamże, s. 118.
[3] Tamże, s. 182.
[4] Tamże, s. 12.
[5] Tamże, s. 57.
[6] Tamże, s. 14.
[7] Tamże, s. 28.
[8] Tamże, s. 27.
[9] Tamże, s. 35.
[10] Tamże, s. 111-112.
[11] Tamże, s. 5.
[12] Tamże, s. 167.
Moja ocena: 5