Dziewczynka, która schowała się do szafy
Dlaczego piszę o zwykłych ludziach? Wielkimi zajmuje się historia, a ci "normalni" ludzie mają często więcej do przekazania światu... Najwyraźniej te słowa przyświecały Hannie Krall również w czasie pisania najnowszej książki, "Biała Maria". Przeczytałam ją może bez zachwytu, ale z dużym wzruszeniem. Porcelanowe motywy przywodziły mi na myśl "Utza" Bruce'a Chatwina.
Opowieść składa się z trzech części, a one z kolei z wielu podrozdziałów o różnej długości. Miałam wrażenie, że oglądam okruchy i odłamki rozbitej porcelany, które pozostały jako ślad po tych, którzy bezpowrotnie odeszli, zmiażdżeni przez tryby historii. W czasie wojny, która demaskowała najbrudniejsze zakątki ludzkiej duszy, luksusowy, śnieżnobiały serwis Rosenthala, przewijający się konsekwentnie przez karty książki Hanny Krall, prezentuje się absurdalnie. Tę dziejową ironię pisarka oddała bardzo sugestywnie.
Zbiór bohaterów jest pozornie pozbawiony wspólnego mianownika: "czarniutka" żydowska dziewczynka, Krzysztof Kieślowski, Krzysztof Piesiewicz, UB-ek, Franz Kafka, Milena Jesenska, Sprawiedliwa wśród Narodów Świata pensjonariuszka domu opieki, Rosenthal, niemiecka hrabianka Gizela, zabójcy skazani na śmierć, alchemik Augusta II Mocnego, żona Stalina i wiele innych osób. Marie przewijają się przez książkę Hanny Krall jak przez żywot Sienkiewicza. Jest Maria Frank, słynny serwis Rosenthala Biała Maria, marmur z Szydłowca Biała Marianna, Marynia z "Domu opieki".
Mimo skąpych rozmiarów książki odniosłam wrażenie dusznego nadmiaru. Wątków jest moim zdaniem zbyt wiele. Bohaterowie krążą po krótkich alejkach wytyczonych przez linijki tekstu, wpadają na siebie, tłoczą się, próbując przyciągnąć uwagę czytelnika. Bardziej podobała mi się "Wyjątkowo długa linia", która była spójniejsza, mniej rozedrgana. Odniosłam wrażenie, że w "Białej Marii" forma była chwilami ważniejsza niż treść.
Problemów i pytań też pojawia się mrowie. Próba oddania pokłonu tym, którzy zginęli, kwestia winy niezarzucalnej, relacje między katem a ofiarą, okrucieństwa wojny. Temat dominujący to bolesne polsko-żydowskie zaszłości. Krall stara się być obiektywna: z jednej strony portretuje osoby szlachetne, jak Marynia, która zaryzykowała wszystko, by uratować Jadwigę i jej córkę. Z drugiej - rodaków, których niepomiernym zdumieniem napawał fakt, że Żydzi i Polacy zostaną pochowani w tym samym miejscu. Według Krzysztofa W. "jak tylko człowiek dotknie żydowskiej sprawy, czysty z tego nie wyjdzie. Tylko patrzeć, jak zacznie się nieszczęście w rodzinie. Tylko przyglądać się - co jeszcze spadnie na człowieka."[1]
Czytelników przywiązanych do narracji ciągłej i schludnie uporządkowanej "Biała Maria" raczej zirytuje. To zbiór wspomnień, wrażeń, spostrzeżeń, w których czas jest pojęciem względnym. Pojawiają się reminiscencje z odległej przeszłości, a czasami relacjonując wydarzenia, narratorka informuje nas, co stanie się z bohaterami w przyszłości.
Miłośnicy charakterystycznego stylu Hanny Krall na pewno nie będą rozczarowani. Cenię go za lapidarność, celność, brak czułostkowości. Wrażenie autentyzmu opowiadanych wydarzeń wzmagają świetnie dobrane fotografie. Książka została wydana bardzo starannie, jej szata graficzna przyciąga uwagę pomimo burej tonacji okładki.
W radiowej rozmowie z Wojciechem Tochmanem Hanna Krall wyznała: "Biała Maria" to moja książka na pożegnanie. Odniosłam wrażenie, że autorka ma wciąż tyle pomysłów, a jej pamięć zaludnia tak wielu bohaterów zasługujących na literackie uwiecznienie, że o żadnym rozstaniu nie może być mowy!
_________________[1] Hanna Krall, "Biała Maria", Świat Książki, 2011, s. 17.