„Obok siebie, ale
osobno”
Małgorzata i Emil Bouin pobrali się, kiedy byli po sześćdziesiątce. Ich małżeństwo trwa od ośmiu lat, ale teraz już w ogóle ze sobą
nie rozmawiają. Wciąż milczą, ewentualnie piszą osobliwe karteczki, na
których najczęściej pojawia się tylko jeden wyraz. Znają się doskonale i
bez słów chciwie czytają w swoich pozach, minach, spojrzeniach.
Już na samym początku domyślamy się, że jesteśmy świadkami dziwnego pojedynku: „Obserwowali się nawzajem. Nie
musieli wcale na siebie patrzeć. Od lat obserwowali się tak właśnie, wprowadzając do gry coraz to nowe pomysły.”[1] Między Małgorzatą a Emilem toczy się
nieustanna walka, którą autor porównuje do partii warcabów i nazywa „codzienną
komedią”. Dzieje ich zagmatwanych relacji przeczytałam z dużymi emocjami, a chwilami doprowadzali mnie wręcz do pasji.
Historia
ekscentrycznej pary siedemdziesięciolatków w formie psychodramy, w
której każde drgnienie powieki coś znaczy? Obawiam się, że w tym
momencie wiele osób zręcznym ruchem wrzuca Kota Georgesa Simenona
do wirtualnej przegródki z napisem „za żadne skarby świata”. Wielka
szkoda, bo to wyśmienita ksiązka. Zaskoczyła mnie informacja, że
powstała w dwa tygodnie, na przełomie września i października 1966 r., a
dorobek autora liczył już wtedy około dwieście (!) pozycji, głównie
kryminałów. Tymczasem Kot sprawia wrażenie powieści
świeżej, wnikliwie przemyślanej i zaplanowanej w drobnych szczegółach.
Chociaż bohaterowie Simenona żyją „obok siebie, ale
osobno, drażniąc się nawzajem każdym gestem, każdą intonacją.”[2], Kot jest
przejmującą opowieścią o miłości, która z biegiem czasu staje się
nawykiem, ale namiętności wcale nie gasną, o nie! Nawet we wrogiej
ciszy. Zresztą zastanawiam się, czy miłość to odpowiednie określenie dla
skomplikowanego, przedziwnego układu między Małgorzatą a Emilem. Mimo
pretensji i zapiekłej złości obydwoje są od siebie chorobliwie
uzależnieni. Tak bardzo, że nie straszne im upokorzenia i absurdalnie
śmieszne sytuacje. Miałam wrażenie, że autor był wyraźnie zafascynowany
egzystencjalizmem: mimo dobrych intencji bliscy sobie ludzie boleśnie
się nawzajem kaleczą. I nie tylko siebie.
W krótkiej powieści
Simenona uderza przede wszystkim finezyjna, koronkowa wręcz psychologia
postaci. Nie sposób ich zapomnieć. Pisarz odważnie nurkuje w
meandrach osobowości swoich bohaterów, nawet w tych mrocznych i
skrzętnie ukrywanych. Tragikomedia rozgrywa się w
obrębie domowego czworokąta: mąż, żona, kot, papuga. Proszę, nie
nabierzcie się tylko na infantylną okładkę i wyciszony ton narracji, bo
czeka Was sporo okrucieństwa.
Scena z adaptacji filmowej Kota. [Źródło] |
Czytając powieść Simenona,
wielokrotnie myślałam, że to świetny materiał na film. Tymczasem okazało się, że w 1971 roku powstała
adaptacja, w dodatku w gwiazdorskiej obsadzie: Emila zagrał Jean Gabin,
natomiast Małgorzatę Simone Signoret, która według mnie nie do końca pasuje do delikatnej, eterycznej
pani Bouin.
Gdyby nie ciekawe recenzje Rr-odkowej (Książkowo Dolne) i
Karoliny (Książki z mojej półki), wątpię, czy ta niepozorna książka przykułaby moją uwagę, więc bardzo dziękuję!
___________
[1] Georges Simenon, Kot, tłum. Irena Szymańska, Państwowy Instytut Wydawniczy, 1976, s. 5.[2] Tamże, s. 90.
Moja ocena: 5
Georges Simenon. [Źródło] |