4 marca 2013

„Mały realizm” (Hanna Krall, „Trudności ze wstawaniem, Okna”)

„Mały realizm”
„Prostota, koleżanko, jest najważniejsza. Prostota.” – takiej rady udzielił kiedyś Marian Brandys seminarzystce. Tą studentką była Hanna Krall. Miesiąc temu w wywiadzie dla Xięgarni opowiedziała o początkach swojej literackiej kariery, które nie wyglądały wcale różowo. Wydane w 1990 roku „Trudności ze wstawaniem” świadczą o tym, że początkująca pisarka wzięła sobie wskazówkę Brandysa do serca.

Zbiór reportaży Hanny Krall miałam okazję przeczytać dzięki szczodrobliwości Zacofanego w lekturze, któremu jestem niebotycznie wdzięczna, bo to znakomita książka, choć ma trochę mniejszą siłę przebicia niż bardziej znane tytuły tej autorki. „Trudności ze wstawaniem” to dramatyczne -  mimo braku pompatycznych słów - kronikarskie wyimki z historii PRL-u. Odpryski rzeczywistości uwiecznione przez dociekliwą autorkę robią przygnębiające wrażenie. Racjonowałam sobie lekturę, bo chwilami ogarniała mnie bezsilna złość. Reportaże, które zrobiły na mnie największe wrażenie, to utwór tytułowy, „Niewinność”, „Ojcowie i synowie”, „Mały realizm” i „Listy do cadyka”.

Pisarka nie unika trudnych i bolesnych tematów, co przysporzyło jej wielokrotnie kłopotów z cenzurą. Reflektor jej uwagi w każdym z dwudziestu reportaży skierowany jest na człowieka. Nieważne, czy to osoba powszechnie znana, która czynnie uczestniczyła w wydarzeniach historycznych, jak na przykład Anna Walentynowicz, czy bezimienny trybik w machinie dziejów, chociażby robotnik, który musi wstawiać o trzeciej dwadzieścia, żeby dotrzeć na czas do pracy, a na śniadanie jada czarny salceson i ćwiarteczkę chleba. Nawet w zwykłych i pozornie nieciekawych, czasem wręcz siermiężnych ludziach i ich losach Krall potrafi wyczuć napięcie i cierpienie godne greckiej tragedii.

Czytając „Trudności ze wstawaniem”, wielokrotnie wspominałam „Busz po polsku” RyszardaKapuścińskiego, o którym niedawno dyskutowaliśmy w Klubie czytelniczym u Ani. Temat podobny, a wykonanie zupełnie inne. Krall całkowicie powstrzymuje się od komentarzy czy pouczania, choć opisywane wydarzenia na pewno w niej też wywołały silne emocje. To czytelnik ma dokonać ocen i wypełnić surową pustkę wokół opowiedzianych przez reporterkę historii własnymi przemyśleniami i uczuciami. W Posłowiu Kazimierz Dziewanowski zachwyca się umiarem i prostotą tej książki: „Jakaż w niej cudowna, niezwykła powściągliwość, jaka cieniutka kreska zarysowująca największe problemy ludzkie, zaznaczająca sprawy przepastne i ostateczne! Jaka oszczędność słowa i jaka jego trafność”[1]. Jeśli Marian Brandys przeczytał „Trudności ze wstawaniem”, na pewno był dumny ze swojej seminarzystki.
_____
[1] Kazimierz Dziewanowski, Posłowie: A jednak diabeł przegrał, [w:] Hanna Krall, Trudności ze wstawaniem, Okna, Wydawnictwo „Alfa”, 1990, s. 264.

Moja ocena: 5
Hanna Krall

32 komentarze:

  1. Bardzo, ale to bardzo się cieszę, że książka zrobiła na Tobie takie wrażenie. Dawno nie czytałem nic Hanny Krall, pamiętam tylko ogólne wrażenia z poszczególnych książek - znakomitych, przejmujących. Czas na powtórki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dopiero moja trzecia książka Krall i cieszę się, że wciąż sporo przede mną. Wrażenie było niesamowite, porównywalne z tym, jaki zrobił na mnie "Gottland" Szczygła. Jeszcze raz dzięki! Na pewno jeszcze wiele razy wrócę do "Trudności ze wstawaniem".

      Usuń
    2. A toś mnie zdziwiła tym Szczygłem, bo z całym szacunkiem dla niego, Krall to chyba wyższa liga.

      Usuń
    3. "Gottland" uwielbiam, więc nie jestem obiektywna. :) Chodziło mi nie o kwestie warsztatowe, a o uczucia, jakie we mnie wyzwalają ich książki. W obydwóch przypadkach emocje są wielkie.

      Usuń
    4. Właśnie w kwestii emocji Krall chyba lepiej idzie, chociaż może to kwestia podejmowanych przez nią tematów, pierwsze czytanie Zdążyć przed panem Bogiem było niesamowite, chociaż nie jest to najlepsza jej książka.

      Usuń
    5. "Zdążyć przed panem Bogiem" to jeden z priorytetów na mojej liście. Moim zdaniem i Krall, i Szczygieł posiedli sztukę wywoływania emocjonalnych trzęsień ziemi u czytelnika, nie potrafiłabym wskazać, kto robi to lepiej.

      Usuń
    6. To ja sobie zrobię seans powtórkowo-porównawczy. Może nawet niedługo.

      Usuń
    7. A ja właśnie sobie zrobiłam powtórkę Twojej recenzji "Gottlandu". :)

      Usuń
    8. A ja sobie robię rachunek sumienia i, o dziwo, całkiem dużo z tego Gottlandu pamiętam. No ale to bardzo dobra książka jest:)

      Usuń
    9. Nawet szczegóły zapadają w pamięć. Mąż po kilku latach od przeczytania historii pomnika w Gazecie Wyborczej opowiedział mi ją z drobnymi detalami.

      Usuń
  2. Zdaje się, że będziemy się w najbliższym czasie nieźle uzupełniać - zabieram się właśnie za lekturę PRL-owskich reportaży Małgorzaty Szejnert. Zapowiada się kolejny pokaz "innego wykonania":)
    Pomimo tego, że lubię prozę Hanny Krall, wolę chyba reportaże pisane mniej na sucho, których autor ujawnia czasem i swoje emocje. Czasem jednak sposób pisania Krall wydaje się jedynym właściwym, tylko on pozwala bowiem wybrzmieć w pełni opowiadanym przez nią historiom. Dlatego z lekturą Krall (a czekają dwie lub trzy książki) poczekam na wiosnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja właśnie rozważam nabycie tej książki Małgorzaty Szejnert. :) Wydaje mi się, że to może być świetna rzecz. Z przyjemnością przeczytam Twoją recenzję. Mimo groteskowych absurdów, które pojawiają się też u Krall, tematyka jest boleśnie smutna i wcale się nie dziwię, że potrzebna Ci będzie przerwa, mnie zresztą też.
      Podobnie jak Ty wolę, kiedy autor reportażu jest mniej przezroczysty, ale w wykonaniu Krall ta pozorna nieobecność mi nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie.

      Usuń
  3. W mojej biblioteczce czeka na mnie jedna książka Hanny Krall. Czeka na swoją kolejkę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że dostarczy Ci takich wzruszeń jak mnie "Trudności ze wstawaniem". Nie zaszkodzi ją przepchnąć o kilka miejsc w kolejce. :)

      Usuń
  4. Ciekawe, jak ten zbiór ma się do "Spokojnego niedzielnego popołudnia", część reportaży na pewno się powtarza. Robią wrażenie, zgadzam się. Od czasu do czasu lubię zagłębić się w klimat PRL-u, pamiętam jeszcze kilka zapachów z tamtych lat.;)
    Do listy z Kapuścińskim i Szejnert dorzuciłabym jeszcze "Podaj łapę" Łopieńskiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Porównywałem zawartość obu tomów: to samo, trochę zmiksowana kolejność, być może jakiś tekst lub dwa przeszedł do innego zbioru w wydaniu SK.

      Usuń
    2. O, dzięki wielkie, jeden zakup mniej.;)

      Usuń
    3. ~ Ania
      Kolejny miły zbieg okoliczności - w ubiegłym tygodniu kupiłam "Podaj łapę". Zaznaczam, że nie nabyłam tej książki w charakterze kynologicznego poradnika. :) Twoją recenzję przeczytałam z przyjemnością. To prawda, tematyki żydowskiej tym razem u Krall niewiele, ale teksty jej poświęcone to moim zdaniem jedne z najlepszych reportaży w tym zbiorze.

      ~Zacofany w lekturze
      Dziękuję za informację, w ten sposób nie zdubluję tego zbioru. Widzę, że książki Krall bywały wydawane w różnych konstelacjach i oddzielnie, więc trzeba uważać. :)

      Usuń
    4. Świat Książki dopuścił się jakiegoś absolutnego pomieszania, nowe układy, nowe tytuły.

      Usuń
    5. Tak, trzeba zachować czujność. :)

      Usuń
    6. Łapa u Łopieńskiej dotyczy zwierząt cyrkowych, więc nawet nie śmiałabym Cię podejrzewać o niecne zamiary.;) Mój błąd: tytuł brzmi "Łapa w łapę", cały czas kojarzy mi się z łapownictwem.

      Usuń
    7. No właśnie tygrys na okładce wydawał mi się trochę dziwny w kontekście podawania łapy. :)

      Usuń
  5. Sporo Krall czytalam po maturze. Ale nie tę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Intensywnie polecam, wiele reportaży z tego zbioru wraziło mi się w pamięć bardzo mocno. Teksty są dość krótkie, więc mogłam zaczerpnąć oddech po silnych emocjach.

      Usuń
  6. Książkę mam, nawet to samo wydanie. Czytać zamierzam, termin nieokreślony ;-)
    Jeszcze mam "Hipnozę" (nie czytałam) i "Portret z kulą w szczęce i inne..." z kolekcji "Polityki", gdzie teksty niektóre już spotkałam w innych tomikach, a czytałam z biblioteki, co tylko się trafiło, sporo nawet, ale nie wszystko. Chętnie też powrócę do nich.
    O "Zdążyć przed..." już nawet nie wspominam, toć to klasyka i obowiązek, nie tylko szkolny, czytelnika ;-)
    A w ostatnich "Książkach" wywiad z autorką!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że termin choć jeszcze nieokreślony okaże się całkiem niedaleki. :) Polecam Twojej uwadze również posłowie Dziewanowskiego, widać, że sercem pisane.
      Z obowiązku czytelniczego, o którym wspominasz, postaram się wywiązać jak najszybciej. Czekam jednak na odpowiedni nastrój, bo nie jest to książka, którą można przeczytać ot, tak sobie, a u mnie ostatnio zapotrzebowanie na inny rodzaj literatury.
      Z wydaniami naprawdę galimatias, trzeba dokładnie wszystko sprawdzać przed zakupem.

      Usuń
    2. Posłowie również przeczytam, choć nie ma pojęcia kiedy, wolę nie planować, a spontanicznie sięgać po książki (Tak było niedawno z "Tristanem...", rozwlekałam czytanie końcówki, nie potrafię na razie ując wrażeń i myśli w słowa, ale na pewno napiszę o tym.)
      Akurat jestem z tych, którzy "Zdążyć..." mieli jak lekturę w 4 klasie liceum, a nie pomyślałam, że nie wszystkich to objęło, ślepo uznawszy, że tak ;-) W każdym razie - tę lekturę warto "nadrobić", oczywiście w sprzyjającym czasie.
      A kupna tego wydania z kolekcji "Polityki" nie żałuję, bo dzięki temu mam część tekstów Krall na własność, a nie tylko przeczytane z biblioteki.

      Usuń
    3. Nadrobię na pewno, bo tematyka mnie bardzo interesuje. Niecierpliwie czekam na Twoje wrażenia po "Tristanie...".
      Ja też przekonałam się, że wszelkie plany wywołują frustracje, kiedy z jakichś powodów nie udaje mi się przeczytać tego, co zaplanowałam, więc podobnie jak Ty stawiam na spontaniczność. :)
      Z przyjemnością przeczytałam wywiad z Krall "Książkach", o którym wspominałaś, bardzo ciekawy!

      Usuń
  7. Krall "znam" jedynie z przejmującego Zdążyć przed Panem Bogiem. Podobało mi się właśnie to unikanie komentowania, to pisanie jakby z boku, a jednocześnie jakoś tak od środka. Prosta a poruszająca książka, jednocześnie niezwykle emocjonalna. A to, że każdy człowiek to piękna opowieść to święta prawda, trzeba tylko umieć to dostrzec, a kiedy jest się tak bystrą obserwatorką to chyba nic trudnego, a może tylko mnie się tak wydaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słusznie napisałaś, że mimo "nieobecności" autorki w tekście, ona staje się wręcz częścią świata, który opisuje, a swoich bohaterów i ich historie poznaje na wylot. To jest pozornie bardzo proste pisanie, ale trzeba wiele talentu, wrażliwości i pracy, żeby taki efekt osiągnąć.

      Usuń
  8. Dopisuję do listy: przeczytać koniecznie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram. :) Liczę na to, że "Trudności ze wstawaniem" na Tobie też zrobią duże wrażenie.

      Usuń