Ina córka Gnieciucha
Lepkie od pożądliwości myśli wystąpiły u mnie już wówczas, gdy powieść Elisabeth Rynell pojawiła się w wydawniczych zapowiedziach. Laponia, baśń, liryzm, poruszająca historia. Seria Terytoria Skandynawii, którą cenię. W moim przypadku słowa klucze, które natychmiast przyspieszają tętno.
Tak się jednak złożyło, że przez wiele miesięcy rozmijałam się z tą książką. A to ktoś właśnie wypożyczył z biblioteki, to znów sprzątnięto mi ją sprzed nosa na Allegro, albo przegapiłam atrakcyjną promocję. W końcu miałam okazję przeczytać "Hohaj". Okazuje się, że nie zawsze warto gonić książkę, która przed nami ucieka niczym przepióreczka w proso.
Fabuła jest dość skąpa i nie pozostałoby nic do odkrywania, gdybym ją streściła. "Hohaj" to opowieść o miłości, przed którą człowiek się broni, ponieważ "nie może przyjąć tego jasnego i nieodpartego światła prosto w oczy".[1] Autorka przedstawia losy dwu par. Jedna historia dzieje się współcześnie, druga w przeszłości.
Mam żal do wydawnictwa Słowo/obraz terytoria. Gdyby w nocie wydawcy nie użyto eufemizmu, na pewno nie sięgnęłabym po tę książkę. W moim odczuciu słowa "upokarzający ją ojciec" nie zapowiadają naturalistycznych scen bicia dziecka kijem, wulgaryzmów oraz kazirodczego seksu. Niestety, mimo uspokajającego lazuru okładki takie właśnie niespodzianki kryje książka Rynell. Jest ich niewiele, ale zapewniam, że robią wrażenie. Obojętne czytanie tak brutalnych fragmentów wymaga pewnego typu wrażliwości, którego najwyraźniej jestem pozbawiona.
Mam żal do wydawnictwa Słowo/obraz terytoria. Gdyby w nocie wydawcy nie użyto eufemizmu, na pewno nie sięgnęłabym po tę książkę. W moim odczuciu słowa "upokarzający ją ojciec" nie zapowiadają naturalistycznych scen bicia dziecka kijem, wulgaryzmów oraz kazirodczego seksu. Niestety, mimo uspokajającego lazuru okładki takie właśnie niespodzianki kryje książka Rynell. Jest ich niewiele, ale zapewniam, że robią wrażenie. Obojętne czytanie tak brutalnych fragmentów wymaga pewnego typu wrażliwości, którego najwyraźniej jestem pozbawiona.
Zaznaczam, że pełne agresji sceny mają uzasadnienie w treści i przesłaniu "Hohaj", nie dodano ich w celu epatowania czytelnika. To nie zmienia faktu, że dla mnie były koszmarem. Uważam, że o takich treściach powinno się czytelnika uprzedzać, bo podlanie ich baśniowo-lirycznym sosem nie na wiele się zdaje. Powieść Rynell w 2005 roku doczekała się adaptacji filmowej pod tytułem "Schneeland" (Kraina śniegu), której oglądać raczej nie zamierzam.
Poza tym "Hohaj" ma zalety. Elisabeth Rynell jest mistrzynią słowa i poetyckiego nastroju, co pięknie oddała polska tłumaczka: "Nagle zawirował nade mną śnieżny pył. Do moich uszu przedostały się dźwięki, delikatna, cieniutka koronka światła".[2] Taką właśnie delikatną, cieniutką koronką tkana jest ta opowieść. Drastyczne sceny wykwitają na niej jak krwawe plamy.
Nad "Hohaj" wyraźnie unosi się duch "Krystyny córki Lavransa", która zresztą raz została przywołana imiennie. Powieść szwedzkiej autorki uświadomiła mi, jak głęboko tkwią we mnie wspomnienia z lektury książki Sigrid Undset i jak bardzo chciałabym powrócić do jej świata. Ładne są również nawiązania do "Pieśni nad pieśniami". W "Hohaj" wyraźnie widoczne są też wpływy baśni, a raczej skandynawskiej sagi, nie tylko ze względu na nastrój, ale też surowe wartości moralne. Zbrodnia zostaje ukarana, przeznaczenie zapada w drzemkę tylko na chwilę, a hańba jest blizną na całe życie. Baśniowa stylizacja narzuca pewne ograniczenia w psychologicznych portretach bohaterów, ale autorka poradziła sobie z tym dobrze. Włóczęga, niespokojny duch Aron i srebrna Ina na pewno nie pozwolą łatwo o sobie zapomnieć. Niestety, trudno też wymazać z pamięci odrażającego Gnieciucha.
Podobał mi się też sposób, w jaki Elisabeth Rynell odmalowała surową przyrodę, która idealnie współgra z przeżyciami bohaterów. A Kudłacz to jeden z sympatyczniejszych psich portretów w literaturze, z jakimi się spotkałam.
Powieściowe wydarzenia oglądamy w dwóch planach czasowych: współcześnie i kilkadziesiąt lat temu. W pewnym momencie plany się przenikają. Niestety, Rynell rozegrała to moim zdaniem w sposób dość nienaturalny. O wiele bardziej podobał mi się splot przeszłości i teraźniejszości w losach dwu par bohaterów w "Kochanicy Francuza" Johna Fowlesa. Część współczesna u szwedzkiej pisarki jest moim zdaniem zdecydowanie mniej udana.
Książka prowokuje do smutnych refleksji na temat zmian obyczajowości. Klamrami spinającymi opowieść są sceny, w których przekazywana jest wiadomość o śmierci najblizszej osoby. Współcześnie sprawę załatwia bezosobowy telefon ze szpitala. Dawniej wiadomość przekazywana była osobiście, z wielka troską, by ulżyć w cierpieniu.
W czasie tropikalnych lipcowych upałów książka o bezkresnej śnieżnej krainie działa jak lodowy kompres. Skwar, słońce, a tu "Ze świerków przy drodze zwiewało śnieg, wszędzie wzbijały się jego tumany, z chudych drzew podnosiły się wielkie kłębiaste chmury, które potem opadały na ziemię. (...) Wiatr huczał i zawodził, nasilał się i natężał, szalał po lesie."[3] Zamiast instalować kosztowną klimatyzację, wystarczy zaopatrzyć się w odpowiednią literaturę.
[1] Elisabeth Rynell, "Hohaj", tłum. Ewa Mrozek-Sadowska, Słowo/obraz terytoria, 2009, s. 134.
[2] Tamże, s. 67.
[3] Tamże, s. 20.
Moja ocena: 4
Elisabeth Rynell
Też tak mam, że im dłuższy czas poświęcam na zdobycie danej pozycji, tym wyższe mam w stosunku do niej wymagania :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że z wydawnictwem słowo/obraz terytoria spotkałam się dopiero niedawno, przy okazji ,,Przedstawień,, Bergmana :)
Z chęcią sięgnę po ,,Hohaj,, ,chociaż nie jestem miłośniczka zimna.
Taki trochę zmarzlak ze mnie :)
Hej, z przyjemnością informuję, że nominowałam Cię do nagrody One Lovely Blog Award c:
OdpowiedzUsuńSzczegóły w najnowszym poście c;
Buziaki ;**
Miło mi poinformować, że nominowałam Cię do One Lovely Blog Award. Zapraszam do zabawy, a szczegóły na mojej stronie.:)
OdpowiedzUsuń~ biedronka
OdpowiedzUsuńIch seria "Terytoria Skandynawii" jest ciekawa, zdarzają się skarby, na przykład "Plaża muszli" Marie Hermanson.
Jeśli jesteś zmarzlakiem, "Hohaj" zdecydowanie nie polecam, śniegu aż nadto. :)
~ Panna_Indyviduum
Bardzo Ci dziękuję za wyróżnienie i z chęcią przeczytam Twojego posta, bo niestety jeszcze nie znam zasad. :)
~ ksiazkowiec
Bogusiu, jestem Ci bardzo wdzięczna za nagrodę i już pędzę dowiedzieć się u Ciebie, o co chodzi. :)
Zapraszam do zabawy One Lovely Blog Award
OdpowiedzUsuń~ książkoholiczka
OdpowiedzUsuńDziękuję i serdecznie pozdrawiam.
Lirael, ale masz wzięcie! Zatem bawimy się w doborowym towarzystwie. Za pół roku będziemy się znać jak łyse konie. Nawet mąż nie będzie o mnie tyle wiedział, co Wy.:)))
OdpowiedzUsuńOkładka jest cudna, a reszta... nie mam pojęcia, ale wierzę Tobie na słowo...
OdpowiedzUsuńChciałam tę książkę przeczytać, ale skoro zawiera tak naturalistyczne opisy to podziękuję.
OdpowiedzUsuńNie mogło Cię zabraknąć i w moich nominacjach do nagrody - Guciamal
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie i to bardzo.
OdpowiedzUsuń~ Pisanyinaczej
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, okładka jest bardzo udana. Niestety, zawartość już zdecydowanie mniej piękna.
~ Dosiak
Mnie też naturalistyczne opisy zraziły, choć z determinacją powieść przeczytałam do końca. nie jest ich wiele, jak wspominałam, ale mimo to wpijają się w pamięć jak drzazga. Adaptacja filmowa chyba rozłożyłaby mnie na czynniki pierwsze.
~ Domi
Cieszę się, że książka Cię zaciekawiła, ale w tym przypadku zalecam ostrożność i dystans. Książka smutna do bólu.
~ Panna_Indyviduum, ksiazkowiec, książkoholiczka, Guciamal, toska82
Wszystkim ogromnie dziękuję za sympatyczną nagrodę i za pamięć. jest mi bardzo miło, że zechciałyście mnie wytypować.
Bardzo niedawno napisałam obszerne wyznania. Od tamtej pory nic w moim życiu się nie zmieniło, a nie chciałabym Was zanudzać powtórkami. Tu jest moja spowiedź: http://lekturylirael.blogspot.com/2011/06/moje-tajne-wyznania-czyli-spowiedz.html
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję!
Ja też chciałam przeczytać tę książkę i te naturalistyczne sceny nieco mnie zniechęcają. Za to obejrzałam na Youtube zwiastun ekranizacji, o której wspomniałaś i wydał mi się niesamowicie piękny i nastrojowy (żadnych brutalnych scen nie pokazali). Ale nie wiem, czy się zdecyduję...
OdpowiedzUsuńWitam! Nominowałam cię do nagrody "One Lovely Blog Award".. Wiem, że nie wszyscy lubią tego typu zabawy, ale jeśli sprawi ci ona radość, będzie mi miło :)
OdpowiedzUsuńCzytałam jakiś czas temu i bardzo mi się podobał klimat tej książki. Lubię takie skandynawskie klimaty.
OdpowiedzUsuń~ lilybeth
OdpowiedzUsuńKsiążka też jest piękna i nastrojowa. Cieszę się, że realizatorom udało się to uchwycić. Może najpierw przeczytaj powieść, a potem zadecydujesz, czy jesteś w stanie stawić czoła tym scenom? Ja się poddaję.
~ Paideia
Bardzo Ci dziękuję. Jak już wyżej wspominałam, bardzo niedawno uczestniczyłam w podobnej zabawie, a nie chciałabym wyznań dublować. :)
~ kamkap
Słuszna uwaga, ta powieść skupia w sobie wiele cech literatury skandynawskiej. Jej nastrój bardzo oddziałuje na emocje.
Miałam podobne odczucia po lekturze. Część współczesna nie pasuje, ale reszta - wyjątkowo działa na wyobraźnię i uczucia. Pamiętam, że wzruszyła mnie tak powieść. Inny świat - totalnie wyciszony.
OdpowiedzUsuń~ czytanki.anki
OdpowiedzUsuńSzkoda, że część współczesna nieudana, to mogłaby być naprawdę piękna książka.
Rzeczywiście, wyciszenie i piękno krajobrazu robią wielkie wrażenie. Wydawałoby się, że śnieg jest prozaiczny, a autorce udało się odmalować krajobraz tak poetycko. Ja też byłam wzruszona i nie dziwię się, że książka wiele osób zachwyca.
Z serii skandynawskiej przeczytałam ostatnio "Podróż na dźwiękach szamańskiego bębna". Opornie mi szło na początku, ale ogólne wrażenie raczej przyjemne. Książka jest ciekawsza w kontekście samego autora, więc rozwinęłam jego opis na Lubimy Czytać. Realistyczne opisy to nie dla mnie, a już na pewno nie w wakacje - tę więc sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńMuszę powiedzieć, iż książka ma bardzo nietypową okładkę. Naprawdę jestem ciekawa jej treści... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie:
http://turystycznyprzewodnik.blogspot.com/
Sol
~ Sempeanka
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tym "Bębnie", ale książka wydaje mi się dość trudna w odbiorze, choć może kiedyś się z nią zmierzę. :)
A seria jest niezła, warto mieć na uwadze.
~ Sol
Okładka mnie też zachwyciła, treść już niekoniecznie. Dzięki za zaproszenie.
autorka szerzej w SE nie znana, choc dostala pare nagród. chcialam cos wiecej o niej doczytac, ale najdluzszy tekst o niej j w jezyku zazaki, nalezacym do pólnocno-zachodniej grupy jezyków iranskich ;-)
OdpowiedzUsuńnie bardzo tylko rozumiem dlaczego wyobrazalas sobie, ze w laplandii zycie ludzi to bajka? tak na zdrowy rozum to ciemno przez pól roku, bieda, rzadkie zaludnienie i izolacja sprzyja raczej perwersjom czy alkoholizmowi (vide opis alaski u picoult). rozumiem, ze drastyczne opisy sa nieprzyjemne - ale z drugiej strony takie rzeczy sie zdarzaja. jako praktykujacy nauczyciel co bys zrobila jakby dziecko zwierzylo ci sie z podobnej sytuacji w domu?
~ blog sygrydy dumnej
OdpowiedzUsuńNa okładce jest informacja, że Rynell jest autorką dwunastu książek, a ta była bestsellerem. Zastanawiam się, dlaczego pisarka tak zazdrośnie strzeże swojej prywatności. Widocznie ma swoje powody.
Skąd wynika Twoje przypuszczenie na temat moich wyobrażeń, że w Laplandii życie ludzi to bajka? To autorka nawiązuje do formy baśni. Życia w Laplandii bynajmniej nie idealizuje.
Wiem, że takie rzeczy, jak opisane w powieści, się zdarzają, ale źle reaguję na książki o przemocy wobec dzieci i ich unikam.
Co do Twojego pytania: niestety, to nie jest sytuacja hipotetyczna, miałam w szkole do czynienia z prawdziwą. Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby dziecku pomóc i mam nadzieję, że mi się udało.
o, to ci nie zazdroszcze! mam nadzieje, ze dziecko - dzieki twojej pomocy - j juz bezpieczne
OdpowiedzUsuńwlosy sie jeza jak sie czyta o fritzlach, kt niestety wystepuja w kazdym kraju. niedawno opisywano jakiegos na podlasiu - w okolicy, kt rok temu odwiedzilam
w SE granica tolerancji na przemoc w tekscie zdecydowanie sie przesunela. poniewaz pare lat temu, tak po franku mccourcie, zapanowal istny wysyp pornografii biedy i przemocy (jak to sobie pozwolilam sobie nazwac). teraz obserwuje nasycenie gatunkiem, ale rzeczywiscie przez wiele lat szwedzi byli epatowani rozmaitego rodzaju przemoca. j z tego korzysc, gdyz o pewnych negatywnych zjawiskach zaczelo sie mówic i im zapobiegac. niedawno patrik sjöberg opisal jak byl molestowany przez swojego ojczyma i jednoczesnie trenera. okazalo sie, ze nie byl jedyny, a poza tym podobne praktyki zdarzaly sie i w innych klubach. mimo meldowania problemu do dzialaczy kluby nic nie zrobily - i to j przerazajace
rozumiem, ze samo czytanie j zdecydowanie trudne, ale te ksiazki (artystycznie zazwyczaj slabe) przeoruja swiadomosc publiczna. na pewno cierpi czytajac wrazliwy czytelnik