Ze sobą i dla siebie
Urocza, po prostu urocza. Ta niewielka książeczka sprawiła mi mnóstwo radości. Nigdy wcześniej o niej nie słyszałam. Odkryłam ją zupełnie przypadkiem na Allegro. Podobała mi się znacznie bardziej niż czytana wcześniej powieść biograficzna „Od Astrid do Lindgren” Vladimira Oravsky’ego, Kurta Petera Larsena i Autora anonimowego, która wiała chłodem.
To dość oryginalna pozycja w dorobku Astrid Lindgren, przeznaczona jest bowiem dla starszej młodzieży i dorosłych. Książka zawiera dwie autobiograficzne opowieści: „Samuel August z Sevedstorp i Hanna z Hult”, poświęconą rodzicom i „Pamiętam…”, wspomnienia z dzieciństwa autorki „Karlssona z dachu”.
Nie będę w barbarzyński sposób streszczać tej historii. Nie chcę spłoszyć zachwytu, jaki wywołuje. Oddam głos samej autorce:
Tym razem chciałabym opowiedzieć historię pewnej miłości, historię, której nie przeczytałam ani nie wymyśliłam, ale którą sama słyszałam. I to wiele razy. Jest w niej o wiele więcej miłości niż we wszystkich znanych mi książkach, a dla mnie jest ona wzruszająca i piękna. Ale to pewnie dlatego, że jest to opowieść o dwojgu ludziach, którzy stali się moimi rodzicami.Historia tej miłości ciągnęła się przez całe ich życie, a zaczęła się pewnego dnia w 1888 roku, kiedy to Samuel August z Sevedstorp, lat trzynaście, w małym domu gminnym w Pelarne, gdzie mieściła się szkółka parafialna, zatrzymał wzrok na siedzącej najbliżej pieca dziewczynce z grzywką, która podczas końcowego sprawdzianu tak wspaniale odpowiadała na wszystkie pytania. Miała dziewięć lat, na imię Hanna i pochodziła z Hult. To ona, Hanna z Hult, przyciągnęła wzrok Samuela Augusta. Oczywiście, widział ją już przedtem, ale nigdy tak jak teraz. [1]
Opowieść o miłości rodziców Astrid, w której istotną rolę odegrał pewien jesion, jest kameralna, wyciszona, a jednak porusza do głębi. Duże wrażenie robią fragmenty autentycznych listów miłosnych pisanych przez jej rodziców w okresie narzeczeństwa. Autorka żartobliwie nazywa tę część książki „Próbą stylu listów miłosnych pisanych przez młodych wieśniaków w początku XX wieku wraz z drobnymi migawkami z ich codziennego życia”.[2] Mimo ortograficznych błędów i naleciałości gwarowych korespondencja Hanny i Samuela Augusta tchnie świeżością i wzrusza.
Samuel August z Sevedstorp i Hanna z Hult
Chociaż upłynęło wiele lat, lat miłość Hanny i Samuela Augusta silnie do nas przemawia, bo córka opowiada o niej bez zadęcia i patosu, które przypuszczalnie aż cisnęły się pod pióro przy takim temacie. Jaka była ich recepta na szczęście? Według Astrid kochali się do końca dlatego, że dużo ze sobą rozmawiali i okazywali sobie uczucie. Nie było dnia, by ojciec nie przytulił do siebie matki. W doli i niedoli byli razem, ze sobą i dla siebie. „Ja żyję stale z tobą, w myślach, w robocie, tak, ja chcę żyć całkiem dla ciebie zawsze" — pisał Samuel August pewnego kwietniowego dnia 1903 roku, wkrótce po tamtym wieczorze pod zwieszającymi się gałęziami jesionu. I przyrzeczenia tego dotrzymał. Od czasu, gdy miała dziewięć lat, aż do śmierci Hanna pozostała jego „gorąco upragnionym małym ukochaniem". Starzała się, starzeli się oboje, ale to niczego nie zmieniało. Pamiętam ich, gdy mieli już ponad osiemdziesiąt lat, a życie wokół nich stało się spokojniejsze. Samuel August siadywał trzymając jej dłonie w swoich i mówił ciepło: „Moje gorąco upragnione małe ukochanie! Ty i ja, my zawsze możem tutaj siedzieć i odpoczywać!" [3]
![]() |
Samuel August i Hanna |
W „Pamiętam…” pisarka sporo miejsca poświęca czasom, kiedy była małą dziewczynką. Z dwóch powodów określa je jako beztroskie i szczęśliwe. Wymienia poczucie bezpieczeństwa i brak skrępowania. Dzieciństwo Gunnara, Astrid, Stiny i Ingegerd, podobnie jak Pippi Langstrumpf, było bowiem „zupełnie pozbawione gderania”.[4]
Fragmenty o pierwszych latach życia autorki sprawią radość miłośnikom „Dzieci z Bullerbyn”, bo mają łobuzerski wdzięk. Astrid na przykład wyznaje: "niedziel nie lubiłam, bo i czegóż można było się spodziewać po dniu, który zaczynał się od wkładania świeżo wypranych, czarnych, gryzących pończoch.”[5].
Oprócz ludzi ważne były miejsca. Lindgren barwnie opisuje naturę w krainie swojego dzieciństwa, podkreślając, że wywierała duży wpływ na jej wyobraźnię, wrażliwość i sposób postrzegania świata:
Jeśli ktoś pyta mnie, co pamiętam z dzieciństwa, to moja pierwsza myśl nie biegnie ku ludziom, lecz ku przyrodzie, która otaczając nas zewsząd, wypełniała nasze dni tak intensywnie, że dorosły nigdy tego nie pojmie. Kamieniste wzgórki, gdzie pełno było poziomek, całe połacie ziemi porosłe przylaszczkami, łąki kwitnących pierwiosnków, miejsca, gdzie rosły czarne jagody, las i świeże kielichy dzwonków wśród mchu, polany wokół Näs, gdzie znaliśmy każdą ścieżynę, każdy kamień, rzeka z liliami wodnymi, rowy, strumyki i drzewa — wszystko to pamiętam dokładniej niż ludzi. Kamienie i drzewa były nam bliskie niemal jak żywe istoty, przyroda osłaniała nas, a jednocześnie pobudzała do zabaw i marzeń. W tym otoczeniu rozgrywało się wszystko to, co tylko nasza fantazja mogła wymyślić. Wszystkie bajki, wszystkie przygody, które przyszły nam do głowy albo o których czytaliśmy czy słyszeli, działy się właśnie tutaj; tak, nawet nasze pieśni i modlitwy miały swoje określone miejsce wśród otaczającej nas przyrody. [6]
Chętnie zacytowałabym całą książkę, bo tyle w niej spokojnego piękna. Jest wyjątkowa, bo taka prosta i zwyczajna. Wszyscy nosimy w sobie opowieść o rodzicach i bezgrzesznych latach. Szkoda, że mało kto przelewa ją na papier. Wydaje się nam powszednia, mało atrakcyjna. Jednak przedstawiona tak, jak zrobiła to Astrid, nabiera głębokiego sensu i urody. Nawet gdy mówi o rzeczach błahych:
W pamięci — czegóż tam nie ma i cóż tam nie drzemie! Zapachy i smaki, i obrazy, i dźwięki minionego dzieciństwa. Nagle wszystko to może zbudzić się i stać się odczuwalne prawie jak wtedy... nie, teraz skłamałam, nigdy jak wtedy! Ale jeszcze nie zapomniałam zupełnie, jeszcze niemal widzę i czuję zapachy, i pamiętam ujrzane na pastwisku dla bydła obsypane kwieciem krzaki dzikiej róży, które po raz pierwszy pokazały mi, czym jest piękno, jeszcze słyszę granie derkaczy, dochodzące gdzieś z żyta w letnie wieczory, i pohukiwania w wiosenne noce z oddalonego drzewa, na którym gnieździły się sowy, jeszcze wiem dokładnie, jakie to uczucie, kiedy ze szczypiącego mrozu i śniegu wchodzi się do ciepłej obory, znam dotyk języka cielaczka na dłoni i wiem, jak pachną króliki i jaki jest zapach wozowni, i jaki to dźwięk, kiedy mleko strzyka do wiadra, i jak czuje się dotyk małych łapek, kiedy weźmie się do ręki dopiero co wylęgłego się kurczaczka.[7]
Niepozorna, beżowa książeczka została wydana ze smakiem. Widać dbałość o najdrobniejsze szczegóły. Kredowy papier, fotografie z rodzinnego albumu, ciekawy układ typograficzny sprawiają, że obcowanie z nią sprawia dużą przyjemność. To jedna z pozycji z serii "kupiona za śmieszną cenę, a nie oddam jej za żadne skarby".
Ogromnie się cieszę, że przede mną lektura biografii Astrid Lindgren napisanej przez Margaretę Strömstedt, którą kiedyś poleciła mi Aleutka. Dzięki niej ponownie spotkam ambitnego Samuela Augusta z Sevedstorp, rozmodloną Hannę z Hult i małą Astrid, która nie znosiła szorstkich pończoch.
_______________
[1]Astrid Lindgren, „Samuel August z Sevedstorp i Hanna z Hult”, tłum. Anna Węgleńska, Nasza Księgarnia, 1992, s. 6.
[2] Tamże, s. 24.
[3] Tamże, s. 47.
[4] Tamże, s. 43.
[5] Tamże, s. 64.
[6] Tamże, s. 76.
[7] Tamże, s. 78.
Moja ocena: 5
Moja ocena: 5
![]() |
Astrid Lindgren z odtwórczynią roli Pippi, Inger Nilsson |